morpho.pl

23 5 09

lina


Kling, klang, kling, klang - szczękał atlas. Uff, sss, uff, sss - wtórowały mu płuca. W norze panował półmrok i zaduch. Sześć zgromadzonych tu osób w nabożnym skupieniu poddawało swoje ciała fizycznym torturom. Kolejne minuty, kolejne serie, kolejne powtórzenia. Powtarzalność była tutaj kluczem. Medytacja rutyny. Nieustanne powtarzanie tego samego ruchu. Udoskonalanie najdrobniejszych szczegółów. Zwiększanie obciążenia. Dążenie do perfekcji. Napięte mięśnie. Głębokie oddechy. Siłownia KS Korona - epicentrum wszechświata mocy.


Ponieważ wszystko tutaj było tak proste, tak oczywiste, obchodzili się bez słów. Cisza, skupienie, tylko dzwonienie żelaza i świst powietrza uciekającego z płuc.


Nagle, zupełnie niespodziewanie, Wojciech zakłócił ten nastrój koncentracji. Jego słowa zabrzmiały niczym zgrzyt metalu na szkle.


- Wczoraj widziałem coś dziwnego...


Twarze pozostałych zapewne wyraziłyby zdziwienie lub dezaprobatę, gdyby nie grymasy bólu niwelujące wszelką inną mimikę.


- Dajesz... - sapnął Grzegorz, wisząc w poziomce.


- Przyszedł wczoraj na Koronkę taki śmieszny kolo i zapytał czy można się tutaj powspinać... - kontynuował Wojciech, na którego czole wyszła właśnie pokaźna kolekcja żył.


- No i? - wysapał Arkadiusz, z namaszczeniem katując bicka na modlitewniku.


- No i pokazałem mu pakernię i mówię, że tutaj właśnie się wspinamy i że jak chce to może z nami powyciskać. Chciałem być miły... A on mi na to, że wolałby się powspinać z liną...


- Z jakim Liną? Chyba Lianą, ale on to z Zakopca był... - trzeźwo zauważył Radosław.


- Też go o to zapytałem, a on na to, że nie z 'Liną', tylko z liną wspinaczkową, że z takim sznurkiem chce się wspinać...


- Co kurwa? Pojebało? Jakim sznurkiem? Dziwactwo. A może to jakaś forma dociążenia, może chodziło mu o to, że chce sobie żelazo na sznurku podwiesić, jak będzie izometrię na listwach jebać, - zadumał się Filip.


- Nie wiem, powiedziałem mu, żeby wypierdalał. Nie potrafił mi nawet odpowiedzieć na proste pytanie: 'Ile bierzesz na klatę?'. Więc pewnie to jakiś leszcz z Fortecy był, - skwitował Wojciech.


- Z liną... ciekawe... kiedyś słyszałem, że są tacy... kolesie co uprawiają turystykę w tych... no... jak im tam... górach... i oni właśnie używają takich lin... ale nie wiem do czego dokładnie - wysapał Filip, który równocześnie z zachwytem wpatrywał się w swój rosnący przy każdym zgięciu bicek.


- W górach? Przecież to wszystko pedały, - nieoczekiwanie do rozmowy włączyła się Magdalena, która dociągała już 7 szmatę z 10 kg w drugiej ręce.


- Hehehe - zawtórował jej rechot pozostałych.


Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, przerywana jedynie metronomem szczękającego żelastwa. Kling, klang, kling, klang, kling, klang.


Arkadiusz, który właśnie wyciskał klatę na ławeczce, mógł jedynie cedzić urywane frazy przez zaciśnięte usta.


- Słyszałem kiedyś... że w Japonii... jest tak sztuka... nazywa się chyba Kinbaku... taki artystyczny bondage... japońskie SM... wiążą się... tak, żeby było... przyjemnie... i estetycznie... nagie laski... podwieszone pod sufitem... i takie tam...


Grzegorz z wrażenia, aż stracił rytm pompek


- Hmmm... - rozmarzył się, - to może ja też sobie taką linę wspinaczkową kupię...


[słowa: shibari]