morpho.pl





WdAhu Wallzine Wspinaczkowy Nr 13
czerwiec 2004

Motto numeru: wspinanie to nie wszystko

TheNEWS  



Banan kończy swoją magisterkę, pt: "Feminizm w USA po II Wojnie Światowej". Ale czy naprawdę warto poświęcać sezon boulderowy dla paru rozwrzeszczanych sufrażystek palących biustonosze?

Muppet wydoroślał, czego dowodem są coraz cześciej powtarzane przez niego słowa: "Powoli, powoli, bo się wszystko rozpierdoli". I pomysleć, że kiedyś krzyczał co chwila: "Wspinać się, w pizdu wspinać!!!"

Andi wraz ze swoją klasą zakończyli rok szkolny z zadowalającym wynikiem wychowawczym: jedna ciąża, dwie kradzieże, osiem niedostatecznych, jedna nauczycielka w wariatkowie. Teraz czas na dwa miesiące wspinania. Oj dobrze być czasami nauczycielem.

Dominik - upadły anglista - dezerter z krakuffka - został ostatnio osiedlowym dealerem. Ponoć sprzedaje ganję licealistom na osiedlu w Świdniku. A potem siedzi upalony w pracy nad tłumaczeniami technicznymi dla Zakładów Lotniczych w Świdniku [producenta osławionego Sokoła]. Nic dziwnego, że śmigłowce TOPRu co chwila się rozbijają.

Z okazji poprowadzenia Ogrodów Rozkoszy, Pcheła zakupił 35 browców i wraz z kilkoma matesami dokonał ich zbiorowej konsumpcji. Impreza była bardzo udana. Pcheła zapowiada, że już w następny weekend ma zamiar zakupić 70 bros. Jak sam stwierdził: "Wydawało mi się, że we wspinaniu chodzi o trudne załojenia, jednak teraz już wiem, że chodzi przede wszystkim o najebkę po fakcie, albo nawet bez faktu..."

Stefan poprowadził w Kobylanach drogę Dwa Rodzaje Samotności, na której znajduje się najdroższy chwyt w dolinkach podkrakowskich. Kluczowa klamka została podklejona za pomocą kleju Hilti i jej szacunkowa wartość przekracza 100 zł. Bardzo prosimy o ostrożne jej używanie.




NOCOMMENT 



  • Steff poprowadził nową drogę na Freneyu
  • Tomek F. skuł chwyty na swojej drodze, która miała już kilka powtórzeń
  • Lesser został instruktorem sportu
  • Kuba uczy się do sesji i nie może się wspinać
  • wypozdrw dla hackerów






las  



Przysnął na chwilę, co ostatnio często mu się zdarzało. Jego życie coraz bardziej przypominało jeden nieustający sen oscylujący pomiędzy koszmarem, a idyllą. Głowa opadła mu na pierś i podskakiwała w rytm jazdy autobusu podmiejskiego. W zasadzie sam nie wiedział czemu wsiadł do tego autobusu. Po prostu autobus nadjechał i zatrzymał się na przystanku na którym akurat stał. Otworzyły się drzwi. Odczytał to jako zaproszenie. Może nawet znak opatrzności. Tak jakby ten autobus pojawił się tam specjalnie dla niego. A teraz jechał autobusem zupełnie nieświadomy tego co się wokół niego dzieje, z podskakującą głową.

Obudził go jego własny smród. Smród ciała które już za życia zaczyna gnić. Nie powinno go to dziwić, ostatni raz mył się 2 miesiące temu, w przytułku.

Autobus stał nieruchomo. Rozejrzał się wokół nieprzytomnym wzrokiem. Nikogo. No, prawie nikogo, gdyż oto kierowca wychynął ze swojej budy i ruszył w jego stronę zdecydowanym krokiem, wymachując rękami, ciskając w niego przekleństwami niczym kamieniami.

-Wynoś się jebany pijaczyno! I to już!
-Idę, idę, o co się tak pieklić?

Wysiadł i zobaczył, że autobus stoi w szczerym polu. Był piękny czerwcowy poranek. Rozejrzał się dookoła jakby zobaczył świat po raz pierwszy, niewinnymi oczami dziecka. W oddali po prawej majaczyły zabudowania jakiejś wsi, po lewej zobaczył zalesione wzgórze. Zawahał się przez chwilę, ale w końcu skierował swoje kroki w kierunku wzgórza. Tajemniczość lasu przyciągała go. Kiedy to ostatni raz był w lesie? Sam nie pamiętał. Całą zimę spędził w mieście. Poprzednią również. A co było wcześniej nie bardzo wiedział. W pamięci pozostały mu jedynie luźne strzępy wspomnień, które nie bardzo mógł poskładać w całość. Jakieś twarze, jakieś miejsca, jakieś słowa, alkohol zatarł szczegóły.

Przedzierał się tak przez zieloną gęstwinę, gałęzie wplatały się w jego długie, zaniedbane włosy. Miał nadzieję, że oddala się od świata ludzi, jednak po pewnym czasie usłyszał przed sobą niewyraźne głosy i pokrzykiwania. Niezdecydowanie ruszył w ich kierunku. Podkradał się ostrożnie, niczym leśne zwierze, co kilka kroków zatrzymując się, aby nasłuchiwać.

W końcu zobaczył grupę młodych mężczyzn stojących pośrodku niewielkiej polanki przy granitowym głazie pokaźnych rozmiarów. Wokół leżało jeszcze wiele innych kamieni, jakby porzuconych bałaganiarską ręką boga. Mężczyźni jeden po drugim próbowali wspiąć się na kamień, jednak zazwyczaj kończyło się to niepowodzeniem i lądowaniem na materacu położonym u stóp głazu. Dużo radosnych okrzyków i śmiechu. Stał niezauważony na skraju polany, wśród zarośli, przypatrując się widowisku z zaciekawieniem.

Trochę im zazdrościł ich radości życia, pasji, jednak z drugiej strony widział próżność tej całej zabawy.

Ludzie umierają z głodu, a oni wdrapują się na te swoje kamienie.
Ludzie giną za swoje przekonania, a oni wdrapują się na te swoje kamienie.
Ludzie kochają, boją się, cieszą, cierpią, a oni wdrapują się na te swoje kamienie.
Po cholerę? A może oni sami boją się kochać, cieszyć, cierpieć.
Może te kamienie są jedynie wygodną wymówką, kamienną namiastką świata i uczuć.
Czyżby ci roześmiani mężczyźni byli w głębi duszy zrozpaczeni? Czyżby ich pogarda Śmierci wynikała z panicznego lęku przed Nią? Czyżby pogoń za skrajnymi doznaniami wynikała jedynie z braku uczuć? A może to alkohol mącił mu w głowie? Zresztą jakie to ma znaczenie? Oni robią to co robią, ja robię to co robię, w ostatecznym rozrachunku nie ma to najmniejszego znaczenia.

Słońce skryło się za chmurą. Cień padł na las. Poczuł dziwny chłód. Dreszcz przebiegł mu po karku.

Poczuł przemożną potrzebę zbliżenia się do innych ludzi, potrzebę jakiegokolwiek kontaktu, odrobiny ciepła, wyszedł z ukrycia i ruszył w kierunku grupy.

Gdy się do nich zbliżył, mężczyźni przerwali swoją zabawę i spojrzeli na niego podejrzliwie. Oblepiły go ich niechętne spojrzenia i znowu poczuł ten swój własny smród. Stał przed nimi, bezradny, zrozpaczony, nie wiedział jak to wszystko wyrazić - smutek, strach, szelest liści, drganie rozżarzonego powietrza, w którym było mu tak bardzo zimno. Jak opowiedzieć im o swojej samotności. Otworzył usta. Słowa tkwiły mu w gardle niczym odłamki tłuczonego szkła.

-Panowie poratujcie, dwa złote na bilet powrotny mi zbrakło, do domu jadę, żona czeka... - sam nie wiedział czemu wypowiedział akurat te słowa, może dlatego, że zawsze je wypowiadał zbliżając się do obcych. Wyciągnął niezdecydowanie drżącą rękę. Słowa zawisły pomiędzy nim, a nieznajomymi, jakby w oczekiwaniu na to co się wydarzy.

-Wypierdalaj brudasie - skwapliwie rzucił jeden z mężczyzn. Inni groźnie nastroszyli brwi.

Cofnął się o krok, lękliwie kryjąc głowę między ramionami. Mężczyźni stali nieruchomo jakby tylko czekając na znak do ataku, na najmniejszą wymówkę, aby zacząć bić, kopać, deptać.

-Nie słyszałeś? Wypierdalaj! No już! - mężczyzna wykonał gest jakby chciał odpędzić zbłąkanego kundla.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zostało już nic do powiedzenia. Odwrócił się i ruszył w kierunku gąszczu z którego przed chwilę się wychylił. Wkrótce zaczął biec na oślep. Gałęzie raniły jego twarz, ręce, darły ubranie. Nie wiedział gdzie jest, ani dokąd biegnie. Oby jak najdalej, jak najszybciej. Potknął się raz, drugi, upadł. Zobaczył, że ma krew na dłoniach. Podniósł się i biegł dalej, bez opamiętania, bez tchu.

Zasnął skulony w jakimś rowie wśród obezwładniającego zapachu traw. Śnił o ptakach, które wiją gniazda w jego włosach - kosach, drozdach, sójkach... Powoli, po cichu przestał oddychać. Leżał pośród rozgrzanej słońcem trawy niczym wąż- spokojny, martwy. Niczego już się nie bał.

Dopiero tydzień później znalazły go bezpańskie psy i urządziły sobie ucztę.







KULTEXTY 




"Chłopaki, a czy czterema na pewno się najebiemy?"
Stefan w sklepie monopolowym

"Gdyby mój pies mógł palić ganję, to niewiele by się różnił od Muppeta"
Paco o swoim psie

"Wspinanie to nie wszystko!"
Stefan

"Andrzej, a czy te obrazy tu wisiały wczoraj wieczorem?"
Ewa [the day after]

"Seks z uczennicą to jest prawdziwe wyzwanie - trzeba zdążyć przed dzwonkiem na lekcję"
nauczyciel z Nowej Huty

"cos sie nie odzywasz, chyba nie wypierdolili cie z roboty?"
"uprzejmie informuje, ze poprzedniego wlasciciela tego telefonu wyp... z roboty i nie mam z nim kontaktu"
wymiana smsów pomiędzy Andim i dawnym telefonem Musiałka

"Nikt, nigdy jeszcze nie zafleszował przystawki Młodego..."
zasłyszane

"Kazdego roku nadchodzi dzien w ktorym myslisz ze znowu stajesz pod murem, gotowy na rozstrzelanie. Nakladajace sie kontuzje, niezrealizowane projekty, niezdobyte kobiety. Poczucie starosci sie nasila. ZWLASZCZA w dniu urodzin. Probujesz wmowic sobie, ze to nieprawda. Chcesz oszukac rzeczywistosc. JEDNAK to prawda. Z roku na rok stajesz sie starszy, bardziej zgorzknialy, ale prawdziwa bula jest jak dobre wytrawne wino, im starsza tym lepsza. Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin."
życzenia urodzinowe od Banana

"-Stary, a próbowałeś kiedyś z żoną w tę drugą dziurkę?
-Zgłupiałeś?! Żeby zaszła w ciążę?!"
zasłyszane w tramwaju

"Hej, dziewczyny! Czy macie ochotę na sex?"
Andrzej [w stanie niekoniecznie trzeźwym] do dwóch nieznajomych dzierlatek

"Gdyby wszyscy w tym kraju zapierdalali tak jak ja, to już dawno mielibyśmy RFN"
Zdero

"Berg Heil!"
Andrzej

"On chyba ostatnio oglądał Pasję Gibsona, bo wszystkie przystawki układa po krzyżach..."
zasłyszane

"Dróg nie należy mnożyć ponad niezbędą konieczność."
Okham

"Nie wspinałem się nigdzie indziej niż na Sadystówce, a wspinam się już od 45 lat."
stały bywalec Zakrzówka

"Na Koronie same chamy, kurwa"
Stefan

"-Używam tylko gumy Stealth C4! - Jarzyn
-No właśnie... - jego dziewczyna z wyraźną nutą melancholii w głosie"

"-Słuchaj, co te zośki mają w środku?
-Każda zośka ma inne wnętrze..."
zasłyszane na Placu Nowym

"-Z czego pisałeś pracę magisterską?
-A u profesora Krawczuka z Rzymian w Hiszpanii, ale tak naprawdę interesował mnie tylko Führer!"
Biedruń pytający Szalonego

"-Zofia, fajne imię, wiesz po grecku znaczy 'mądrość'...
-He he, mnie to akurat chyba nie dotyczy."
Andi w rozmowie z płcią piękną

"Czy ta skałka to jest Freney?"
Pepe stojąc po Estetami

"Spod okapu zwisa lina,
Wiatr rozwiewa jej dwa końce,
Już dla tego skurwysyna
Nie zaświeci nigdy słońce."
anonimowy wierszyk dydaktyczny z Betlejemki

"A nie mówiłem, że cztery nie wystarczą..."
Stefan, po spożyciu

10 przyjemności  






10 odprysków wieczności, które są w stanie zrekompensować skończoność ludzkiego życia

1. wspólnie leniuchować w niedzielny poranek przy dźwiękach radia jazz
2. popijać espresso w kawiarence oglądając przez szybę tłum zabieganych przechodniów
3. swobodnie robić ruchy, których kiedyś nie mogłeś dygnąć
4. leżeć kompletnie pijanym na mchu w sosnowym lesie w gorącą czerwcową noc
5. siedzieć na skale po całym dniu wspinania, tysiące kilometrów od domu mając poczucie, że właśnie tu jest twój dom
6. zobaczyć słońce po miesiącach zimowej szarówki
7. śmiać się zupełnie bez sensu
8. rozmawiać swobodnie
9. rozpuścić się w dźwięku podczas setu live
10. usłyszeć/przeczytać/zobaczyć coś czego wcześniej nie słyszałeś/czytałeś/widziałeś



nakład  






Czy zastanawialiście się w jaki sposób możnaby zwiększyć nakład Gór? Oto kilka propozycji:

  • rozkładówki ze znanymi wspinaczami, np: z Kingą Ociepką ubraną jedynie w woreczek na magnezję [w kolejnym numerze mógłby być Klem w skórzanej obroży]
  • rubryka towarzyska z pikantnymi szczegółami życia intymnego gwiazd wspinania - kto z kim w jakich pozycjach kogo zdradza
  • stały dział dotyczący anabolików, dobrze widziane byłyby darmowe próbki najnowszych specyfików
  • opisy kluczowych patentów na trudnych drogach, aby poprawić skuteczność w onsightcie
  • cykliczny dział pt: "Jak podkuwać, aby nikt się nie zorientował- porady praktyków"
  • zdjęcia zmasakrowanych ciał turystów ściąganych przez TOPR bardzo ożywiłby nudną jak flaki rubrykę pt. Kronika TOPRu



tania sensacja  





List od czytelnika:

>Drogi Webmasterze !
>
>Z zaniepokojeniem odebrałem Twoją propozycję. Mnie, jako jednemu z największych entuzjastów \"Wdahu\" (o ile nie największemu), szczególnie leży na sercu utrzymanie wysokich walorów ww., a w moim mniemaniu owa propozycja nie służy temu. Jest ona bowiem dla mnie niczym innym jak próbą pogoni za tanią sensacją opartą o jakże powszechne ostatnimi czasy narzekanie na \"polską odmianę wspinania\".
>Nie jest żadną tajemnicą, że nasze skały odbiegają jakością, a przede wszystkim ilością od ideału. Są jednak NASZE i natrętne i wieczne pomstowanie na ten stan rzeczy jest niczym innym jak żałosnym kalaniem własnego gniazda. Żeby była jasność; wcale nie pochwalam malowania, kucia czy betonowania skały, które było tak nagminne w latach 80 i 90 ubiegłego wieku. Rozumiem natomiast i znam przyczyny, w przeciwieństwie do wielu skomlących dzisiaj wspinaczkowych neofitów, z jakich się owe praktyki wzięły. To dzięki takim twórczym i poszukującym wspinaczom jak: Korczak, Podhajny, Drobot czy Dawidowicz mamy wiele pięknych dróg i nawet jeśli w trakcie swoich poszukiwań \"zajrzeli\" oni czasem w ślepą uliczkę, to i tak ich działalność należy ocenić niezwykle pozytywnie. Oni to bowiem, i nieliczni im podobni, zapewnili nam wszystkim możliwość robienia tego co kochamy najbardziej. I nawet jeśli ceną za te wszystkie drogi jest pewien odsetek dróg nie całkiem naturalnych, to ja taką cenę w pełni akceptuje, bo wiem, że \"całe to wspinanie\" nie mogło toczyć się idealnie prostym torem tylko musiało meandrować, szukając swojej drogi.
>Dziś, kiedy powstają prawie wyłącznie naturalne drogi już wiemy, że droga, którą przemierzyli ww. prowadzi nas w dobrym kierunku.
>Proszę Cię zatem, drogi Webmasterze, byś nie ulegał pokusom taniego poklasku ze strony rzeszy gównowiedzących epoksydowych brojlerów, z taką łatwością ujadających na \"ojców\", którzy ich karmili i karmią. Nie schodź do poziomu brukowych mediów. Wszak \"Wdahu\" ma iść, jak mniemam, na jakość, a nie na ilość. I nie mów mi, że za poważnie potraktowałem temat. Znasz mnie chyba na tyle by wiedzieć, że sam lubię dla przekory trochę ponarzekać, ale to co się ostatnio dzieję w tym temacie, m.in. na forum Brytana to nic innego jak tylko żałosny pokaz męczącej ignorancji. A główne zasady ją obrazujące to: im mniej i krócej się wspinasz tym więcej masz do powiedzenia, im mniej widziałeś tym głośniej szczekasz.
>Liczę, że zrozumiesz i podzielisz moje stanowisko.
>
>Wyrodny syn bAlderingu PeTeR
>
>PS. nie mam nic przeciwko byś umieścił mój list na \"Wdahu\". Ba, uważam nawet, że jest cień szansy na to by choć kilku gości się opamiętało po jego przeczytaniu. Zrobisz jak zechcesz.






odpowiedź redakcji WdAhu:

Drogi Stefanie,
piszemy do Ciebie w imieniu całego Szamorządowego Przedszkola nr 66 imienia VI.6+ na VI.7. Chociaż tylko starszaki umią u nas pisać to wiedz, że masz za sobą całe nasze przedszkole.
Nam organiczniki nie przeszkadzają i sztuczne uchwyty też lubimy. Spacerując jesienią doliną Kobylańską podziwialiśmy kreski i linie wymalowane z fantazją, polotem i inteligencją. W jaskini Mamutowej wprawdzie nie widzieliśmy mamuta ale za to kilka sztucznych uchwytów przypomniało nam w jakim kraju żyjemy. Podobało się nam najbardziej, że dróg w Mamutowej jest prawie tyle co ringów, a ich ilość rośnie z sezonu na sezon. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!
Wiedz że u nas w ogródku mamy sztuczną skałkę, a na mniej pełen zestaw sztucznych i wykutych uchwytów. W samym środku wymalowaliśmy łosia, który jest naturalnym organicznikiem dla kilku dróg. Nasza wychowawczyni o tym nie wie bo ona tylko chodzi po górach w te i wewte co nas akurat wogle nie kręci. Jak będziemy duzi to wykujemy sobie albo jak mówisz wymeandrujemy własną drogę, zakleimy tnące, naturalne uchwyty i poprosimy Cię o obicie jej.
Zaprawdę "żałosne jest kalanie własnego gniazda", nawet gniazdka, tym bardziej że wtedy prąd może Cię kopnąć, a szkoda by było.
Panie Jankesie, wstydź się Pan, zamiast tego tendencyjnego, antypolskiego konkursa proponujemy inne. Na najlogiczniejszy organicznik, na najfantazyjniej wykuty uchwyt i na najbardziej patriotyczną nazwę. Liczymy, że zrozumiesz i podzielisz nasze stanowisko.

Starszaki, średniaki i młodszaki z Przedszkola nr 66 im.VI.6+/VI.7.



[andi em]









osp  



"Steefan, Steeefan tu nic nie ma, włóż mi coś" - Dorota do Stefana, prawdopodobnie o pustej lufce

"nerki są jedne, panowie"- Radi zapinając śpiwór o 5 nad ranem

"siedzieliśmy we trójkę przy stole tak jak teraz" - Adaś przy stole przy którym siedziało 9 osób

"nie tylko kobieta facetowi może zrobić loda" - Olivka przy stole, co zaskakujące bez większego odzewu ze strony towarzystwa

"taki wspinacz po zrobieniu trudnej drogi nie ma ochoty na sex" - Olivka z wyraźną nutka nostalgii w głosie

"to musi zostać między nami" - Olivka po tym jak się dowiedziała, że cytat zanotowany został

"zmiana totalna, o 360 stopni" - Radi chuj wie o czym

"każdy kwotuje jak się da, hedżing odchodzi na maxa"- Radi w odpowiedzi na pytanie czy jego zdaniem wyjazd jest udany pod wzgl. towarzyskim

"-co jemy?- Adaś do dziewczyn
-wszystko jedno
-no to niech będzie ryż
-nieee, my chcemy makaron - dziewczyny zgodnym głosem"

"ja się czuje dobrze ale co powiem to ludzie się śmieją" Dorota zapytana o wrażenia po paleniu

"jest już na tyle mało osób, że puścilibyśmy moją ulubioną muzykę, która pasuje mi bardzo" - Stefan

"możeby radio puścić?" Radi po tym jak Stefan puścił kolejna swoją kasetę

"to że jestem głównym bohaterem tego stołu to mogłem znieść ale że całej sali to nie" - Stefan po kolejnej lamce wina

"parę razy w życiu się upodliłem ale są pewne granice, których przekraczać nie wolno, jak powiedział pewnien pan" -
Stefan po jeszcze kolejnej lampce

"jutro będę żałował ale jutro jest jutro, a dzisiaj jest dzisiaj" - Stefan nieco później

"comon fuckin babe, daj z siebie wszystko, pierdol Mercedesy!!" Radi do swojego Golfa jadącego 220km/h na autostradzie pod Wiedniem

"z kobietami jest jak z rynkiem akcji" - Radi sam z siebie, ni stąd ni z owąd




ceredo  





Nie cenzurowany pamiętnik z podróży w poszukiwaniu słońca.

Pomysł wyjazdu do Włoch narodził się w czasie jednej z zimowych zajęć sekcji wspinaczkowo-koszykowej na hali Korony. Lista kandydatów i aspirujących została dość szybko zamknięta bo z chętnymi problemu nie było. Z łatwością wypełnić by nimi można mikrobus, a może nawet autobus.
Na szczęście Darek Który Kiedyś Dał ze Szmaty był właścicielem standardowego czterokołowca-niebieskiego kombi włoskiej marki, której nie podaję bo nikt nie chciał za to zapłacić. Jako termin wyjazdu wybraliśmy wysoce cwaną kombinację święta robotniczego i narodowego, które to zostały uzupełnione o dwa dodatkowe dni uzyskane w rozmaite sposoby. Stefan zwany później z racji zasług Kletterfuhrerem już w kraju ustalił dokładny plan rejonów, sektorów i dróg które powinniśmy pokonać by uznać wyjazd za udany. W tej sytuacji wyjazd był czystą formalnością.

Dzień zerowy albo kurwa kto powiedział Słoneczna Italia?

Podróż była bardziej urozmaicona dzięki walce o dostęp do kieszeni samochodowego odtwarzacza w celu włożenia tam własnej kasety. Z reguły po zwycięskim załadowaniu należało się liczyć z tym, że reszta określi graną właśnie muzykę jako syf. Przypominało to nieco rytualne walki samców niektórych gatunków, a było o tyle nieuzasadnione, że w naszym towarzystwie łatwo zauważalny był brak kobiet. Po wstępnym obsikaniu terytorium sytuacja nieco ustabilizowała się. Autostrady zmieniały kraje, przekraczaliśmy wszelkie granice zmierzając ku oczywistemu celowi.
Nasza wysunięta baza okazała się niespodziewanie być luksusową posiadłością położoną na uboczu. Na rozległym terenie Paradiso Parolari spotkać można było jelenie, oraz pawie (jeszcze nie nasze), a widok przez okno przypominał nieco zachodniotatrzańskie. Obsługa była tak dyskretna, że widzieliśmy ją na początku i na końcu.

Dzień pierwszy: temp +18°C, zachmurzenie umiarkowane, bez opadów

Jeszcze tego samego dnia udało nam się odwiedzić Massone - rejon, którego hipernadpopularność jest dla mnie niezrozumiała. Łatwość dojazdu, sława rejonu, komasacja dróg czy ich wyślizganie- co decyduje o frekwencji? Ponieważ pojawiliśmy się popołudniu, nie było już kolejek do dróg i chyba nikt nie patrzył na nas z nienawiścią. Słoweńcy, Niemcy, Austriacy, trochę Włochów i my jako jedyni (!) reprezentanci kraju wiślanego. A wszyscy pojawili się w jednym, wiadomym nam celu. Było standardowo i niewyczynowo.
Udało się wspiąć dla zaliczenia dnia lub zaliczyć dzień wspinaczkowy.

Dzień drugi: temp +17°C, zachmurzenie duże, bez opadów

Następnego dnia uderzyliśmy w główny cel wyjazdu - Ceredo. Tu nastąpiło starcie dwóch metod dotarcia; intuicyjnej prezentowanej przez Stefana i scjentystycznej prezentowanej przez Jarka Niedowiarka- wyznawcy kultu mapy, drogowskazów i kompasu. Metoda intuicyjna zakładała gruntowne poznanie okolicy podczas 120 kilometrowej podróży serpentynami, po których śniadanie próbowało wydostać się na zewnątrz tym samym otworem, przez który zostało pochłonięte.
Po przybyciu na miejsce okazało się, że parking był umiarkowanie zatłoczony, a skład narodowościowy znany z Massone wzbogacali Szwajcarzy. Krótkie podejście wyprowadziło nas w lewą część muru. Nieopodal znaleźliśmy sektor z ponad dwudziestometrowymi drogami w trudnościach w okolicach 6b. Rzadko zdarza się żeby droga w drogę, wszystkie były ładne, a w dodatku oferowały nieco odmienny charakter. Przewieszone i klamiaste Mangiafuoco, bulderowe Faccia d`Albero, ciągowe Yard Bird oraz zaskakujące niską wyceną 6a+ i urozmaicone La Santa Inquisizione. Co do pozostałych dróg obok oceny nie były już tak zgodne ale jasne stało się, że nasza znajomość z Ceredo będzie miała ciąg dalszy. Na koniec zaobserwowaliśmy niemieckojęzyczną panienkę imieniem Haidi, która w czasie prowadzenia trzymając wybraną do wpinki linę w zębach dokonała ratunkowego strzału do expresa. Po tej mocno rozpaczliwej operacji wszyscy, łącznie z bohaterką, przebywający w najbliższej okolicy głośno odetchnęli. Nam udawało się wpinać w expresy w bardziej standardowe sposoby, a od czasu do czasu odpadaliśmy bez bohaterstwa.
W czasie drogi powrotnej (metoda scjentystyczna 70km) z zazdrością zapoznawaliśmy się z tym co mają do dyspozycji mieszkańcy okolic jeziora Garda. Windsurfing, żeglarstwo, pływanie, kolarstwo górskie i oczywiście wspinaczka we wszystkich jej aspektach. To wszystko w mocno urokliwej okolicy i w dodatku dostępne przez cały rok.
Wieczorem porównywaliśmy jakość lokalnych win Bardolino i Valplicella przy własnoręcznie sporządzonym spaghetti. Do przerwy drowadziło Bardolino.

Dzień trzeci- temperatura +21°C, bez zachmurzenia i opadów.

Kolejnego dnia zgodnie z zasadą iż trzeciego dnia należałoby wspinać się po drogach łatwych ale długich wybraliśmy się do- a może na- Belveder. Widoki były przednie, przewieszone drogi sięgały nawet 16 metrów, a ich trudności zaczynały się już od 6b. Niestety nie mogę polecić tego rejonu zespołowi nie posiadającemu co najmniej 10 expresów, gdyż autorzy nie żałowali asekuracji. Na jeziorze Garda fale zamieniły się w spienione grzywacze, a doświadczeni żeglarze prorokowali, iż szykuje się zmiana pogody.
Dzień czwarty-odpoczynkowy(zmarnowany)-a za oknem ładnie
Dzień restowy spędziliśmy obijając się straszliwie.
Próba wycieczki zaczęła się bardzo ambitnie, a ja nawet wziąłem kanapki. Zakończyła się ona rychłym zgubieniem szlaku, po czym bez żalu wróciliśmy na naszą luksusową kwaterę by bez wyrzutów zmarnować resztę dnia.
Tam w pełni wykorzystywaliśmy przysługujące nam miejsce do plątania się. Na obiad zjedliśmy coś smacznego. Niektórzy doczytywali książki, inni oglądali filmy, część spała.
W końcu byliśmy na wakacjach.

Dzień piąty-w krainie deszczowców-temp +16°, zachmurzenie całkowite + kapuśniaczek.

Na następny dzień zgodnie z przepowiedniami Stefana zwanego Kleterfuhrerem dupnęło. "Tak to jest jak się odpoczywa" - rzekł wyskrobując łyżeczką zimny sos ze słoika. By oddać mu sprawiedliwość trzeba dodać, że zakąszał go właśnie ugotowanym ryżem. Mimo to zarządził wyjazd, a my bezwolnie chociaż z pewną nieśmiałością poddaliśmy się. Wycieraczki pracowały rytmicznie, a my w czasie drogi poruszaliśmy wymiennie tematy męsko-damskie lub motoryzacyjne. Jeden z kolegów zobowiązał się do poderwania miejscowych dziewcząt i w tym celu obficie spryskał się dezodorantem feromonowym.
Wywołało to spore zainteresowanie miejscowych owadów podejrzewanych o płeć żeńską.
Na miejscu w Ceredo okazało się, że rzeczywiście można się wspinać i to nie tylko po drogach 7c czy 8a, które forsują solidne przewieszenia i dachy.
Ze zdumieniem zauważyłem, że jedna z dróg jest wyposażona w trzy sztuczne klamy. Monopol na głupotę został przełamany.
Prawie wszyscy wspinali się na miarę swoich możliwości. Darek Który Kiedyś Dał ze Szmaty bił rekordy OS i RP, przełamując bariery psychiczne. Jarek -Jarzyn przydomek swój zawdzięczający umiłowaniu kaszanki i krwistych befsztyków, wyrażał zachwyty które stosował wymiennie ze świszczącym oddechem-tajną bronią zapewniającą hiperwentylację. Regułą na tym wyjeździe stało się zakładanie pierwszych dwóch wpinek i schodzenie na ziemię. Wprawdzie to nieco wydłuża wspinaczkę, ale nie chciałem się wyłamywać i postępowałem jak reszta. Stefan narzekał na postępującą chorobę kończyny, lecz na propozycję zrobienia 6c odrzekł, iż takie drogi to będzie robił na emeryturze albo po ciemku.
Przy okazji wizyty w Ceredo okazało się, że bardzo trudno jest ustalić jednoznaczne kryteria estetyczne dotyczące piękności drogi. Monolityczne, pomarańczowe zerwy nie zyskały uznania u Jarzyna- miłośnika dróg przewieszonych, kruchawych i za długich na RP. Po zjechaniu z Calypso czy Sogni di Veia przez jakiś czas trudno było z nim nawiązać kontakt. Wykonywał ruchy rękami, kiwając głową pomrukiwał coś do siebie, bardzo wolno wracał do rzeczywistości. "Przyładować, przyładować na wytrzymałość i przyjechać TU" - to pierwsze słowa, jakie udało mi się zrozumieć. Ja trochę żałowałem, że piękne, długie, a upatrzone wcześniej drogi nie nadają się do wspinania ze względu na ciągły opad.
Rejon opuściliśmy jako ostatni, po tym jak Kleterfuhrer wspaniałomyślnie wydał zgodę na odwrót, mimo że do zachodu słońca było jeszcze z pół godziny. Na parkingu, w tradycyjny dla siebie sposób, koczowali Czesi. My na szczęście wracaliśmy pod dach.

Dzień szósty: temp+15°, zachmurzenie i opad ciągły.

Deszcz padał równo przez całą noc, rano i południe. Ciszę zakłócały okrzyki Stefana oglądającego "Władcę pierścieni". -W książce tego nie było!! -usłyszeli kilkakrotnie wszyscy, na szczęście nieliczni, mieszkańcy najbliższej okolicy.
Późnym porankiem Darek Który Kiedyś Dał ze Szmaty zabrał się za czynność zakazaną mu w domu - sprzątanie. Za oknem deszcz dawał pokaz swoich, niemałych, wytrzymałościowych możliwości.
-Jedziemy się wspinać czy nie? - zapytał Jarek-Jarzyn zwalniając toaletę, po tym jak skończyła mu się książka. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi w odwecie zaczął nas katować depresyjno - samobójczą muzyką zespołu Portishead.
W tej sytuacji Kleterfuher udowodnił, że to on, a nie kto inny godzien jest tego tytułu.
-Znam miejsce gdzie można się wspinać, a jego imię brzmi Ma..."
-Mamutowa! - wykrzyknąłem z autentycznym przerażeniem. Karcący wzrok przywrócił mnie do porządku - Massone sektor E - wycedził Stefan.
Zaiste muszę tutaj uderzyć się w pierś i odszczekać niesprawiedliwie krzywdzącą opinię o Massone. Był drugi dzień ciągłego niemal opadu, a my mieliśmy do dyspozycji całkiem niezłe wspinanie. W czasie naszego pobytu wodne nacieki prowadziły wrogą ofensywą przemieszczając się od ringów zjazdowych w dół.
Tuż obok nas herosi wytrzymałości siłowej prowadzili trzydziesto, a nawet czterdziestometrowe drogi by nierzadko spadać tuż obok łańcucha zjazdowego. My ponosiliśmy sukcesy lub porażki, a połączyć jedno z drugim umiał jedynie Jarek - Jarzyn.
Wprawdzie szybko pokonał zestaw wyznaczonych celów ale narzekał na zbyt wysokie wyceny odbierające prawdziwą radość.
Kilka metrów od nas pogoda sprzyjała wędkarzom słodkowodnym i producentom parasoli, a my mogliśmy się wspinać!
W nocy padał deszcz i nikogo nie można było już nabrać na prowokacyjne okrzyki "wylampia się!" Spożycie alkoholu wzrosło.

Dzień szósty ewakuacyjny: stan klęski żywiołowej

Ostatniego dnia podjęliśmy desperacką próbę udania się do Massone ale okazało się, że trwają tam zawody ... w kolarstwie górskim i droga jest zamknięta. Ubłocone sylwetki sprawnie przemykały między samochodami w poszukiwaniu czystej przyjemności.
W chwilę potem byliśmy w drodze do rejonu o nazwie La Gola ale i tam ponieśliśmy klęskę. Gigantyczna kałuża uniemożliwiała dotarcie pod skałę. Poczwórny trzaśnięciem drzwi, w milczeniu pożegnaliśmy Arco.
Pogoda poprawiała się z kilometra na kilometr w miarę jak oddalaliśmy się od Jakże Słonecznej Italii. W Czechach, dobrze po północy, zauważyliśmy faceta w krótkich spodenkach i podkoszulku. Irytacja, wściekłość i zdumienie zmieszały się w jedno.
-Ale mieliście pogodę- powitał nas na ziemi ojczystej wopista.
-No właśnie-odpowiedziałem.

Andrzej Mirek





3 X NAJ  



Chcemy podzielić się z wami wynikami pewnego konkursu, który jak to często z WdAhu bywa jest bardziej prowokacją, niż próbą obiektywnego rozstrzygania o tym co jest zajebiste, a co chujowe. Jak zwykle wiele osób poczuje się dotkniętych, wiele stwierdzi, że niepotrzebnie wtykamy kij w mrowisko, jednak może choć kilka osób zastanowi się nad tym czy aby wspinanie w Polsce nie rozwija się w jakimś lekko dziwnym kierunku...
Ograniczniki, kute chwyty, betonowe półki, epidianowe klamy, warianty i kombinacje - oto współczesność polskiego wspinania. Specjalnie dla was stworzylismy trzy prowokacyjne listy: 10ciu najbrzydszych, 10ciu najmniej logicznych, oraz 10ciu najgłupiej nazwanych dróg wspinaczkowych na Jurze. Listy stanowią jedynie wypadkową wielu dyskusji z wieloma osobami, dlatego też mają charakter raczej chaotyczny i niewyczerpujący.

10 najbrzydszych dróg na Jurze

  • Ludojadek
    [za pokręcenie]
  • 11 Jan Łary
    [za parszywość przechwytów]
  • Hattin - Rzeź Templariuszy
    [za ciąg i naturalną rzeźbę]
  • Złote Ringi
    [za kruchość i komin]
  • Tylko dla niepalących
    [za wszystko co najbardziej chujowe]
  • Wahadełko
    [za zapinanie łódek na fakerach]
  • Zgniła Rysa
    [nazwa mówi wszystko]
  • Puntacaballo
    [za ekspozycję]
  • Szara Płyta
    [za wyślizganie]
  • Czyste Sześć Pięć
    [za wielkość]



10 najmniej logicznych dróg na Jurze
  • Pochylec
    ze szczególnym uwzględnieniem Pierdolonego Ogranicznika oraz Powerplaya
    [za wysoce złożony system ograniczników na drogach których tak naprawdę nie ma]
  • Potępienie
    [za nachalność]
  • Jumbojet
    [za kombinowanie na siłę]
  • Super Nity
    [za treningowy charakter]
  • Chłopcy z Nowego Prokocimia
    [za szukanie syntetycznych trudności nawet na banałach]
  • Twarz Gorgony
    [za tytułową szpetność]
  • Pojedynek na wietrze
    [za kamień startowy "tylko do pierwszej wpinki"]
  • Jancio Wodnik
    [za artystycznie malowanie ograniczniki w trudnościach 6.2]
  • Mamutowa
    [za całokształt, ze szczególnym uwzględnieniem Nieznośnej Lekkości Bytu i zakazu odpoczywania]
  • Power of Love 1/2
    [za totalitaryzm Betonowego Alego]


  • nominacja specjalna:

  • 1000 Kotletów
    [wprawdzie nie na Jurze, ale zdecydowanie ścisła czołówka absurdu]


10 najgłupiej nazwanych dróg na Jurze
  • Moje Fałdy Tłuszczu
    [za narcystyczną autoironię]
  • Odcinek dla Świnek
    [za rymy częstochowskie]
  • Sportland na Mściwoja
    [za prasłowiańskie brzmienie]
  • Marsz Radeckiego
    [za narcyzm]
  • Nie dla Psa Kiełbasa
    [za brak subtelności]
  • Turek w Łazience
    [za pseudo-metatekstualność]
  • Dajesz Stary No Co Ty
    [za fajowatość]
  • Akcelerator Mocy
    [za dobre samopoczucie]
  • Tyyygrys Teleeeefon
    [za brak pomysłu]
  • Pobicie Tytanów
    [za cienki dowcip]

TRAMWAJ  



Czekał na przystanku na swój tramwaj. Było leniwe niedzielne popołudnie. Nieliczni ludzie snuli się po ulicach bez pośpiechu, bez celu. Słońce pogodnie głaskało go po twarzy. Czas rozciągał się w powietrzu nabierając magicznych właściwości.

Nadjechał tramwaj. Tramwaj numer 22. W środku było raczej pusto. Usiadł i oparł głowę o rozgrzaną szybę. Patrzył na refleksy świetlne odbijające się w szkle. Tramwaj kołysał leniwie.

Na kolejnym przystanku wsiadła młoda dziewczyna. Usiadła dwa rzędy od niego. Odchyliła głowę lekko do tyłu i zamknęła oczy. Jej włosy delikatnie falowały w przeciągu. Siedziała tak, zupełnie obojętna na otaczający ją świat, rozkoszując się ciepłem, spokojna, pociągająca. Przyglądał jej się lekko mrużąc oczy.

Gdy wysiadał z tramwaju dziewczyna spojrzała na niego sennym wzrokiem. Ich oczy spotkały się na chwilę. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie. Odpowiedział jej uśmiechem i wysiadł.

Ruszył ścieżką do kamieniołomu. Minął małe skromne domki, pogrążone w ciszy popołudnia. Wkroczył na tereny opuszczonego kamieniołomu chwilowo zaanektowanego przez wspinaczy, rowerzystów, czy zwyczajnie, przez spacerowiczów. Ścieżka wiła się pośród kęp krzaków, wykrotów i górek. Wkrótce zobaczył w oddali znajome twarze skał. Skręcił w lewo. Ścieżka wprowadziła go na grzbiet urwiska. Skierował swoje kroki na szczyt najwyższej skały w okolicy. Zatrzymał się o krok od krawędzi.

Spojrzał w górę. Niebo wydawało mu się dziwnie intensywne w swoim błękicie. Spojrzał w dół. 30 metrów niżej rozciągała się ziemia - zielona, miękka, spokojna. Trochę ludzi spacerowało po okolicy. Niedaleko beztrosko bawiły się dzieci.

Zrobił krok do przodu. Wybił się lekko z krawędzi skały. Jeszcze przez chwilę cieszył się błękitem nieba. Poszybował w dół.

Czuł ruch chłodnego powietrza wokół siebie. Zobaczył jak ziemia mknie w jego kierunku. Zagłębił się w nią.

Nastała cisza.










apel  



Apel do członków i sympatyków wspinaczki skałkowej

Wielkimi krokami zbliżają się wakacje, nasze dolinki wypełnią się wspinaczkową bracią. I co ich czeka? Na fali wymiany asekuracji zapomniano o bardzo ważnym elemencie nieodłącznie towarzyszącym wspinaniu czyli o ograniczniku.
Jak będzie się czuł wspinacz, który po przejechaniu kilkuset kilometrów "zrobi" drogę nie uwzględniając ograniczników, których nie zauważy, gdyż zatarły się w trakcie eksploatacji?
Co stanie się gdy "zrobi" życiowego oesa i do końca życia pozostanie w nieświadomości, że tak naprawdę nie zrobił drogi?
Jak będzie wyglądał po tym wszystkim nasz system wartości?
Dbajmy o nasze skały - asekuracja to nie wszystko, ważny jest jeszcze styl w jakim pokonuje się drogę.
Dlatego apelujemy do wszystkich, którym drogie jest dobro polskiego wspinania, aby przybyli w najbliższą niedzielę z własnym wiaderkiem czerwonej farby i pędzlem do odnowy ograniczników nienaturalnych. Nadzór nad doborem kolorów farby i stylem odnawiania będą sprawować specjalnie w tym celu przeszkoleni przez PZA konserwatorzy dróg historycznych.
Punkty zbiórki to Będkowice koło sklepu i Kobylany koło wejścia do doliny. Godzina 9.00.
"Są rzeczy których nikt za nas nie zrobi jeśli sami tego nie zrobimy" jak powiedział Mallory i tu akurat trzeba się z nim zgodzić.
Zapraszamy!


[andi em]

 



wspinanie przypomina bombę głębinową, łagodnie zapada się w ciebie, by niespodziewanie explodować, rozrywając twój mózg na strzępy, buuuuuudddum







kurwię się  



"Leżał na niej, wprasowując jej ciało w zaśmierdłe łóżko pensjonatu, wynajmującego pokoje na godziny. Jego kwaśny oddech na jej twarzy, jego obwisła klatka na jej piersiach, jego wielkie brzuszysko na jej podbrzuszu, jego sflaczały penis w niej samej. Jego galaretowate oczy krążyły nad jej twarzą niczym dwa księżyce nad planetą Wenus.
Jej twarz zastygła w obojętnym uśmiechu zawodowej dziwki. Niczym grymas bólu. Och, kotku jest cudownie. Jaki jesteś wielki! zachęcała go lateksowym głosem, byle tylko skończył szybciej.
Z każdym kolejnym pchnięciem jego bioder jej młode, piękne ciało stawało się coraz starsze i bardziej pomarszczone. Czuła wyraźnie jak umierają kolejne komórki jej mózgu.
Boże, co ja tu robię? Powinnam być gdzie indziej, całe lata świetlne stąd."

Zamknęła książkę i spojrzała na audytorium. Uśmiechnęła się beznamiętnym uśmiechem profesjonalnego wykładowcy. Kilkudziesięciu studentów. Większość z wypiekami na twarzy. Wszyscy zasłuchani. Pornografia zawsze skupia na sobie uwagę, pomyślała.
-Był to otwierający fragment powieści "Multila" Vladislava Delaya. Powieści, które odcisnęła swoje piętno na całej współczesnej literaturze.
Zawiesiła na chwilę głos. Jak zwykle w pierwszym rzędzie siedział ten gruby student.
Wpijał się w nią swoimi wyłupiastymi oczami. Gwałcił ją w swoim myślach. Przychodził na wszystkie jej wykłady i zawsze siadał w pierwszym rzędzie.
Boże, co ja tu robię, pomyślała.