morpho.pl





WdAhu Wallzine Wspinaczkowy Nr 16
styczeń 2005

Motto numeru: iluzja, dysiluzja, dupa

TheNEWS  



Banan - w UK na emigracji zarobkowej.

Lesser - w UK na emigracji zarobkowej.

Heród - w UK na emigracji zarobkowej.

Marcin V. - w UK na emigracji zarobkowej.

Ciżemka - w UK na emigracji zarobkowej.

Dziuka - w UK na emigracji zarobkowej.

Smoku - w UK na emigracji zarobkowej.

Rotten planuje naręcenie krakowskiej wersji Tromy. Roboczy tytuł dzieła to Zmutowany Pepsi Killer 12. Jak na razie prowadzone są na Koronie castingi do następujących ról: jednoręki olbrzym pederasta, zepsute dziewczę po 60tce oraz sadomasochistyczny dentysta robot. Rolę neurotycznej panny młodej otrzymał już Cube.

Egon dzielnie znosi rolę trenera na Fortecy, choć pojawiły się już pierwsze objawy zmęczenia zaistniałą sytuacją, objawiające się powracającymi koszmarami i moczeniami nocnymi.

Dominik, skurwysyn niewierny, powrócił do Krakuffka [miejmy nadzieję, że tym razem na dłużej]. Nawet pojawił się raz na Koronie i jak to sam stwierdził: "Tym oto pierwszym i ostatnim treningiem zakończyłem swoje przygotowania do sezonu wspinaczkowego 2005. Teraz pozostaje mi już tylko czekać na wiosnę."


NOCOMMENT 



  • Rotten ma w pokoju lampy wyprodukowane przez koncern IKEA
  • Buffet zakupił sobie puszkę aminokwasów
  • Banan osiągnął rekordową wagę 80 kg
  • Klem pozwolił Pacowi dalej jeść pirogronian kreatyny
  • Muppet ma dziewczynę
  • Kuba umył samochód
  • Paco był ostatnio na musicalu w Warszawie






cyborg  



Ssssssssssssssssssssss. Drzwi szybkiego tramwaju rozsunęły się płynnym ruchem. Kasjus wszedł do środka taszcząc z sobą wielkiego, obłoconego crasza. Uwielbiał jeździć tymi nowymi tramwajami. High-tech. Prawdziwa Odyseja Kosmiczna 2005. Przyciemniane szyby, fluorescencyjne światło, lśniący chrom, syntetyczne tworzywa. Uczta dla zmysłów. W tych tramwajach czuł się niczym cyborg, prawdziwy android, człowiekopodobna maszyna nosząca w swoim wnętrzu elektroniczną tajemnicę obwodów scalonych.
Jego ciało działało niezawodnie, zaprogramowane na sukces. Każdy mięsień znał swoją funkcję. Tytanowe stawy i kevlarowe ścięgna były w stanie przytrzymać każdy, nawet najmniejszy chwyt. Skomplikowane algorytmy obliczały niezawodne trajektorie deadpointów.
Usiadł z tyłu, aby mieć lepszy ogląd współpasażerów. Lubił kontrolować sytuację. Ze względu na późną porę tramwaj był prawie pusty. Zaledwie kilka osób. Jakieś dwie dewotki, czytające książeczki do nabożeństwa. Młoda parka, wkładająca sobie języki do ust, choć chyba nie mieli nawet 12 lat. No i jakiś przeintelektualizowany studenciak, któremu encyklopedia zastępowała świerszczyki.
Skrzywił się z pogardą. Wszyscy oni są tacy szablonowi. Tacy dwuwymiarowi. Każdą ich reakcję tak łatwo przewidzieć. Czuł się od nich o tyle lepszy. Wiedział, że jego oczy widziały rzeczy o których im się nawet nie śniło. Ergonomiczne linie granitowych głazów. Lodowe pustynie, na których jedynym żywym organizmem był on sam. Przerażającą pustkę powietrza, która z nagłym świstem pochłania ludzkie ciało. No i te niezapomniane oczy umierającego przyjaciela, w których tlące się iskry życia ustępują powoli miejsca cieniom śmierci.
Tramwaj mijał kolejne przystanki zagubione w industrialnym krajobrazie przedmieść - kaskady autostrad, hale fabryczne, komputerowo generowane billboardy. Drzwi po raz kolejny rozsunęły się z sykiem. Pojawiła się w nich jakaś nowa postać. Źrenice Kasjusa zwężyły się automatycznie ogniskując ostrość na nowym pasażerze. Starszy mężczyzna, lat około 70ciu, ubrany byle jak, zapewne w ciuchlandzie, zmęczona życiem twarz bez wyrazu, zęby pożółkłe od taniego tytoniu.
Nowy rozejrzał się. I od razu skierował się w kierunku Kasjusa. Najwyraźniej miał ochotę usiąść na siedzeniu naprzeciwko. Dziwne, pomyślał Kasjus, cały tramwaj pusty, a ten dziadek musiał usiąść akurat przy mnie. Może zaciekawił go mój odmienny wygląd, moja ekstremalna kurtka uszyta z materiałów będących najnowszymi osiągnięciami techniki, a może zwrócił uwagę na moje spracowane dłonie, które wciąż nosiły ślady krwi i magnezji.
Staruszek usadowił się na wybranym przez siebie miejscu. Chrząknął. Pogrzebał w kieszeni swojego mocno znoszonego płaszcza i brudnymi rękami wyciągnął jakieś zawiniątko. Kasjus zerknął zaciekawiony. Ciekawe co on tam ma ukryte w tej obleśnej chusteczce do nosa? Staruszek chwilę szarpał się z supłem, by następnie tryumfalnie wyciągnąć wielkie czerwone jabłko. Trzymając je przed sobą, niczym wojenne trofeum, spojrzał na Kasjusa z promiennym uśmiechem. Czyżby oczekiwał pochwał? Jakiś wariat! - pomyślał Kasjus. Natomiast staruszek wgryzł swoje żółte zęby w wypolerowaną skórkę jabłka. Powoli przeżuwając pierwszy kęs, zaczął wpatrywać się z zainteresowaniem w Kasjusa. Uśmiechając się łagodnie lustrował uważnie każdy centymetr kwadratowy jego twarzy. Kasjus odwrócił się zniesmaczony do okna. Najlepiej ignorować świra!
Tramwaj zbliżał się do kolejnego przystanku. Starszy mężczyzna wstał, jednak zanim oddalił się w kierunku wyjścia, pochylił się nad Kasjusem, delikatnie dotknął jego ramienia, i konspiracyjnie wyszeptał mu do ucha:
-Bo wie pan, ja też kiedyś się wspinałem. Kiedyś dawno temu. Jak byłem młody. Też wydawało mi się, że świat składa się tylko z granitowych urwisk. Ale czas zabija nawet najpiękniejsze sny. Do widzenia panu. Niech pan uważa na siebie.
Starszy mężczyzna uśmiechnął się dobrotliwie, mrugnął do Kasjusa lewym okiem, tak jakby zrobił mu jakiegoś okrutnie śmiesznego psikusa i spokojnym krokiem oddalił się do wyjścia.
Kasjus siedział na swoim miejscu jak skamieniały - całe przekonanie o jego cybernetycznej wyjątkowości runęło w gruzach tego jednego dobrotliwego uśmiechu. Pneumatyczne drzwi zasunęły się z cichym sykiem za staruszkiem.






KULTEXTY 




"A o wieczorynce możesz kurwa zapomnieć!"
powiedział Pan Menel do swojego pięcioletniego dziecka

"Biedruń ma tyle do powiedzenia w Onecie, co zeszłoroczny śnieg."
Radi

"Jestem siostrą Basi..."
Mirek przedstawiający się na imprezie

"-Panowie, kupiłem sobie ostatnio pierwszą książkę w życiu... za 15 zł!
-No co ty, Radi?
-No powaga, ale nie pamiętam, kurwa, tytułu... zaraz... Garsija Markłez... Sto lat czegośtam... Przeczytałem kilka pierwszych stron, ale ciężkie chyba to jest, bo nic nie rozumiem..."
Radi w rozmowie o literaturze

"Radi, a czytałeś na WdAhu o tych sekszących się katoliczkach?"
Beatka do Radiego

"Ja to się kiedyś chciałem wkręcić w Kingę"
wyznał Cube już po drugim piwie

"a ja mam psa, ale on w ogóle mnie nie kręci..."
Paco, zupełnie niespodziewanie, w dyskusji o preferencjach seksualnych
"a i mam jeszce dziecko" - dodał po chwili

"-Koleś ma charyzmę, nie?
-Chyba Carismę...
-Cooo?
-No Mitsubishi Carismę.
-Aaa!"
zasłyszane w tramwaju

"Stary, byliśmy na imprezie i była taka czarnulka, no stary, super, po prostu, piersi plus twarz, no i to i to piękne, a taka korelacja rzadko się zdarza..."
Radi w rozmowie o kobietach

"I ty mi mówisz, że ja zboczeniec, kurwa, jestem?! Ja normalny, kurwa, jestem!"
Radi w rozmowie o swojej ulubionej pozycji seksualnej

"A ja to w ogóle jestem za Palestyną i za Wisłą, bo Cracovia to Żydy!"
Cube w rozmowie o polityce

"Jak można się tak zgeić?!"
Panda o okularach Jacka Gucciego

"-Słyszałem, że macie tutaj przyścienną kaplicę.
-Kaplicy nie mamy, ale jest akurat wspinający się ksiądz, więc jakbyś chciał się wyspowiadać, to nie ma problemu..."
Biedruń w rozmowie z obsługą Fortecy

"Zetora cechuje taka zdrowa nienawiść do własnego ciała. Podoba mi się to."
Marian o Zetorze

"-Ładna przystawka...
-Wiadomo, Młody ma najładniejsze!"
koroniarze w dyskusjach natury estetycznej

"-A kto prowadzi to wspinanie.pl?
-Sproket i Mysza.
-Aaaa... Mysza - taka czarna dziewczynka?
-Tak, taka z ogonkiem. Hahaha."
Radi w rozmowie o portalach

"-Opowiem wam jeszcze jedną historię. Pamiętam jak kiedyś byłem najebany...
-Wszystkie twoje opowieści zaczynają się tak samo.
-No i w chodzę do Kasztelana.
-O właśnie, to jest drugie zdanie, które pojawia się zawsze w twoich opowiadaniach."
Cube i Pecheła w drodze w Ciężki

"Jestem w piżamce, a ty?"
późnonocny SMS do Andiego od uczennicy

"Ach te wasze koroniarskie sztuczki i oszustwa!"
Mechanior o technice podhaczeń umożliwiającej zrobienie boulderu

"I've got a friend. He's one of the world's top climbers. His name's Neil. Neil sells weed."
James, dealer z Sheffield

romans w pakerni [epizod 2]  




Tę część romansu dedykuję wszystkim tym,
którzy sądzą, że extrementalni sportowcy mają
proste życie i brak im rozterek wewnętrznych.


Kim była Mariola?
-Kim jest dla mnie Mariola? - to pytanie zadał sobie Roman przypadkowo o tej samej porze.
-Kim jestem?- zapytała Mariola patrząc do lustra na swe ponad miarę odtłuszczone ciało.
-Sportowcem - odpowiedział stos modnych bluzeczek, zakupionych niegdyś, a teraz bezużytecznych z powodu przyrostu masy mięśniowej.
-Kobietą - zaprotestowało nieśmiało jej ciało o proporcjach ciągle zbliżonych do wzorca pod Paryżem.
-Suchym gównem na patyku-odpowiedział, nie pytany o to, mistrz Zen.
Przypominam, iż te głęboko autorefleksyjne pytania pojawiły się albowiem w końcu nadszedł dzień próby - dzień zawodów.
Słońce wzeszło jakoś nie tak, odżywki nie smakowały jak zwykle, a na niebie nieśmiało pojawiły się znaki. Nawet bez terminarza było wiadome - to musiał być ten dzień.
Za godzinę do dwóch miało się okazać ile są warci we wspinaczkowym mikrokosmosie.
By naświetlić tło wydarzeń uczuciowych cofnijmy się o kilka dób ziemskich.
Kontakty z Marioli z Romanem w ostatnich dniach ograniczały się do wspólnych treningów. Ze względu na powysiłkowe zapocenie czułości zostały zredukowane do minimum.
Spotkali się przypadkowo przy uiszczaniu wpisowego.
Tamże tuż przed wejściem do strefy można było zasłyszeć taki oto dialog.
-Nie będę mogła być z Tobą, wtedy gdy będziesz mnie najbardziej potrzebował.
-Mnie też nie będzie przy Tobie.
-Takie jest życie zawodnika.
-Damy sobie radę.
Pożegnali się bez czułości, tak niemodnych w środowisku, gdzie bardziej ceni się otwarte lekceważenie śmierci, silną wątrobę i ciuchy pewnych, niszowych firm.
Obydwoje łatwo przeszli drogi eliminacyjne, wszak byli mocniejsi o łączący ich związek. W Marioli poczęło kiełkować odczucie, iż jest kimś wyjątkowym. W psychice Romana do tej pory nie zanotowano żadnych zmian, wszak był on uczestnikiem niejednych już igrzysk.
W półfinałach w miejscu, które wyeliminowało paru jego kolegów, w głowie Romana pojawiły się wątpliwości. Cofnął się kilka ruchów w dół. Tłum na widowni łaknął krwi.
-Czy ona mnie kocha?- zamagnezjował w przybloku.
-Czy ja ją kocham?- zmienił ręce.
Nie słyszał oklasków i okrzyków życzliwych kolegów - oddychaj!
-Może kogoś ma? -pomyślał mimowolnie mijając trudności patentem, który mocno zadziwił układającego drogę i skłonił go do zainteresowania się skandynawskimi sportami walki, porzucenia wspinaczki i wyjazdu z kraju.
-Muszę z nią poważnie porozmawiać- zadecydował ostatecznie Roman wpinając się do punktu zjazdowego. Tak szybko jak się dało pobiegł do Marioli, przygotowującej się do startu ale, jak się okazało, wykonał nieprawidłowy ruch.
-Nie dotykaj mnie!- usłyszał ku swemu zdziwieniu.
-Ależ .... chciałem Ci tylko poprawić woreczek.
Roman nie wiedział, bo skąd mógł wiedzieć, że do ciała Marioli dotarła fala hormonów, która zmieniła jej nastawienie do całego świata. Warto dodać, że w zbiorze "cały świat" znajdował się też znajdował i Roman.
Sędzia boczny przerwał niefortunną rozmowę i poprosił Mariolę o wejście na salę.
Mariola przeszła drogę finałową, do pełni szczęścia brakło jej jedynie ostatniej wpinki, co dało jej ostatecznie trzecią pozycję. To było sporą niespodzianką dla rodziny, koleżanek z AWF-u i wiernego, choć wielorasowego psa Dżorika.
Poczuła się jeszcze bardziej kimś wyjątkowym, a świat zdał jej się banalnym. W jej głowie nie pojawiła się ani jedna myśl o Romanie.
Męski finał przebiegał nudno i rutynowo. Nie pomogła nawet profesjonalna prelekcja slajdów z egzotycznego Janówka, przeprowadzona przez profesjonalnie przystojnego zawodowca. Publiczność ziewała ostentacyjnie głośno, a do początku sezonu skoków narciarskich brakowało jeszcze półtora miesiąca.
Kiedy przyszedł czas Romana, jego mózg pracował o 39,6% zbyt wolno. I właśnie wtedy, gdy na drodze finałowej trzeba było się wykazać, odmówił mu dostępu do zgromadzonych tam engramów. Wewnętrzny teatr zasunął kurtynę.
Bez żalu, bez zalecanej w podręcznikach samokrytyki i pozbawiony nastawionych na sukces kolegów, Roman udał się pod prysznice przeznaczone dla kulturystów. Ze względu na małe obłożenie, zazwyczaj były one dostępne bez kolejki ale nie tym razem.
-O przepraszam - nieszczere ale odruchowo zareagował Roman na widok niczym nie osłoniętej nagości Marioli.
-Zamknij te drzwi, chcesz żebym się przeziębiła przed następnymi zawodami?!
Po której stronie mam zamknąć te drzwi? Kim jestem - bardziej sportowcem czy mężczyzną? Czy pi jest liczbą niewymierną? Takie pytania przemknęły przez umysł Romana.
A decyzję trzeba było podjąć natychmiast. Cóż komu po błyskotliwych odpowiedziach udzielonych dwa dni później.


[cdn]



[andi em]

jasiu jasiu  




A było to tak:
Siedziałem sobie na ścianie ładujac w najlepsze - i pojawiła sie rodzinka w komplecie - ojciec, matka i syn - ludzie tak koło lat ~55 , a ten chłopak - Janek - jakoś 17 - w każdym razie widać że późno go mieli - przyszli się powspinać... założyli uprzęże - które nota bene mieli już pod normalnymi ciuchami... - oczywiście 2-częściowe - matka rozstawiła sobie taboret na środku ściany, a ojciec asekurował tego gościa - no i zaczęło się:
- Rozumiem że jesteście przeszkoleni?
- Oczywiście!!
- To dlaczego wiążesz się do karabinka ??
- Eee...?
Przy okazji facet wpiął odwrotnie linę i mu chłopak troszkę 'leciał'...
- Jasiu, Jasiu !! -wyżej pupa - wyżej pupa !!
- Jasiu nie rozkraczaj się tak !!
- Jak tak można - wszystko źle !
- No i co teraz chcesz zrobić jak tak stoisz??
- Nooo... nie wiem tato...
- Jak to nie wiesz?! - to jak to tak można wchodzić i nie wiedzieć co się chce dalej zrobić?? - Tak nie wolno !
- A teraz noga na zielony chwyt i szybciutko hop prawa ręka do czerwonego!!
I tak kurwa bez przerwy - poprostu mu się japa nie zamykała!! - chłopak nie mógł się ruszyć o centymetr żeby mu stary nie pierdolił.... A teraz gwóźdź programu:
Matka już zaczyna przysypiać na taborecie, a ojciec wpuścił Jasia w zacięcie, a że chłopak nie bardzo sobie radził to chciał mu wytłumaczyć, że w zacięciu najlepiej mieć jedną nogę na jednej ścianie, a drugą na drugiej... - full ludzi na ścianie, a tu sie rozlega na cały głos:
- Jasiu, Jasiu, tak jakbyś chciał siusiakiem kant pokazać!!
hehe hehe hehe hehe hehe hehe hehe hehe hehe hehe hehe O stary..... uciekłem stamtąd, bo nie wypadało się zesrać ze śmiechu przy tej matce......
- po tej traumie żadne zacięcie nie bedzie już takie samo... :)))))))))



[wujo marian]




[jpg: od wuja mariana]

oczami kobiety  





[Text poniższy wdh dostało mailem od niejakiej "emo" z Wrocławia. Postanowiliśmy opublikować go, pomimo że nie znamy bliżej autorki oraz niekoniecznie zgadzamy się ze wszytkimi jej poglądami. Jednak bardzo ujął nas głęboko feministyczny ton tego manifestu.]



Czytam sobie czasami to wasze pisemko i dochodzę do wniosku, że jest ono bardzo zabawne, inteligentne, zwariowane, itd. ale przede wszystkim bardzo "wspinaczkowe". Pewnie zabrzmiało to trochę dziwnie, gdyż powiecie: "Przecież to jest pismo WSPINACZKOWE!". Ale mi chodzi o coś zupełnie innego. Otóż tak się jakoś złożyło, że jestem kobietą, ze wszystkimi tego zaletami i wadami, a zatem na wspinanie mam trochę inne spojrzenie niż większość wspinaczy, biorąc pod uwagę, że 80% populacji wspinaczkowej to faceci. A musicie wiedzieć, że patrzenie na wspinanie oczami kobiety zupełnie zmienia obraz rzeczy...

Dlatego postanowiłam dzisiaj podzielić się z wami kilkoma moimi obserwacjami, które pewnie nie przyszły wam do waszych małych główek, w których miejsca wystarcza tylko na kilka przekleństw, dwie nazwy bulderów i zapamiętanie pięciu podstawowych ustawień ciała na skale [to był żarcik, sytuacyjny ;)].



Obserwacja 1
Faceci są bardzo nieszczęśliwi
Wydaje mi się, że większość wspinających się facetów jest w głębi duszy bardzo nieszczęśliwa. W ogóle żyjemy w czasach samotności i wyobcowania, stąd ta niekończąca się nostalgia zimowych wieczorów, szczególnie jak nie ma się do kogo przytulić. Jednak sądzę, że wspinanie skupia głównie ludzi, którzy są trochę wrażliwsi od pozostałych szaraczków, którym trochę bardziej doskwiera samotność wielkiego miasta. Pozornie, jak się wchodzi po raz pierwszy w środowisko wspinaczkowe, odnosi się wrażenie, że wspinacze stanowią bardzo wesołą i niefrasobliwą zbieraninę - wyjazdy wspinaczkowe są formą nieustającej zabawy. Jednak za każdym razem kiedy udawało mi się poznać trochę lepiej jakiegoś wspinacza to okazywało się, że tak naprawdę wspinanie jest dla niego formą leku na samotność, formą ucieczki od smutku. Niestety lek ten działa podobnie do narkotyku. Daje porażające efekty, ale jedynie na bardzo krótką metę. Dawkę trzeba nieustannie zwiększać, aby była skuteczna. Cure for pain - jak ślicznie śpiewał Mark Sandman.

Obserwacja 2
We wspinaniu nie ma prawdziwej przyjaźni
Wiele razy chciałam się powspinać dłużej z jakimś facetem, tak zwyczajnie, po przyjacielsku, jednak zawsze wcześniej czy później dochodziło do dwuznacznych sytuacji. Jak powiedziała mi kiedyś pewna bardzo dobrze wspinająca się dziewczyna: między mężczyznami i kobietami nie ma mowy o przyjaźni, istnieją za to trzy inne uczucia - obojętność, nienawiść, miłość. Wspinanie ze względu na swój mocno męski charakter kształtuje relacje pomiędzy wspinającymi się kobietami, a mężczyznami w sposób specyficzny. Dziewczyny, które chcą się wspinać, są ciągle stawiane w dziwnych sytuacjach.
Po pierwsze stanowią obiekt nieustannego zainteresowania, o zdecydowanie seksualnym zabarwieniu. Na początku to nawet schlebia, ale z czasem zaczyna zwyczajnie męczyć. Nie można się spokojnie powspinać bez tuzina facetów obmacujących cię wzrokiem. A nie daj boże, jeśli ma się tego pecha i jest się ładną, wtedy nie da się już po rostu opędzić przed stadem doradców i adoratorów.
Pod drugie, głęboko zakorzenione jest przekonanie o ogólnej słabości naszej płci. Co, jeśli spojrzeć choćby na Josune Bereziartu, niekoniecznie musi być prawdą. Jednak dziewczyna, aby zdobyć szacunek w tym środowisku musi się wspinać 3 razy lepiej od facetów, gdyż nieustannie musi coś im udowadniać. Czasami mam wrażenie, że gdyby nie hipotetyczna nadzieja na stosunek płciowy to mężczyźni w ogóle nie chcieliby z nami jeździć w skały.

Obserwacja 3
Zdecydowana przewaga seksu nad wspinaniem
Wspinanie jest jedynie substytutem seksu - "wysublimowaną formą zastępczą", jakby powiedział doktor Freuduś. No cóż, będę z wami szczera - zdarzyło mi się chodzić z kilkoma dobrze się wspinającymi facetami. Na etapie wstępnym naszych znajomości, każdy z nich czarował mnie za pomocą opowieści mi o tym jak ważne jest dla niego wspinanie, jak bez niego nie może żyć, jak wszystko mu podporządkowuje, i takie tam różne głupotki. Ale jak stawiałam go przed dylematem seks albo wyjazd w skały, zawsze wybierał to pierwsze. Wydaje mi się, że to był słuszny wybór...

Obserwacja 4
Mężczyzna dziecko
No i ostatnia z moich chaotycznych obserwacji - dla mężczyzn wspinanie jest formą zabawy. Dziewczynki od dziecka chcą być dorosłe, natomiast chłopcy od dziecka się przed tą dorosłością buntują. Dla kobiety dorosłość jest formą spełnienia się, natomiast dla mężczyzny jest nudną, a czasami trochę przerażającą niewiadomą. Dlatego mężczyźni wymyślili wspinanie. Jestem przekonana, że gdyby na świecie żyły same kobiety to wspinanie nigdy by nie powstało. Przecież ono nie ma żadnego sensu, oprócz masochistycznego torturowania swego ciała i ducha [jest to jedna z męskich specjalności]. Jednak dla mężczyzny wspinanie spełnia rolę zastępczego dzieciństwa - ze wszystkimi swoimi gadgetami-zabawkami, umownymi regułami gry, możliwością zostania bohaterem podwórka i oczywiście tą niesamowitą, cechującą mężczyzn, pasją z jaką rzucają się o otmęty swojej bujnej wyobraźni, prawie niczym Don Quijote de la Mancha. Dzięki bogu, że jesteśmy wystarczająco wyrozumiałe, aby pojąć męską potrzebę ucieczki w świat fantazji. W końcu mężczyzna bez swoich urojonych wyzwań i sprawdzianów swego męstwa czułby się tak bardzo mało wartościowy...



No i to by było na tyle uwag i obserwacji małej dziewczynki, która z uwielbieniem patrzy na wspinających się herosów o ciałach ze stali :-]. Mam nadzieję, że nie obraziliście się za moją szczerą wypowiedź, ale wydaje mi się, że opisane przeze mnie zjawiska nie są niczym złym. Po prostu wspinający się mężczyźni są troszeczkę infantylni, ale przecież jest w tym strasznie dużo uroku. W końcu jest to takie męskie.



[emo]







zapiski mailowe  



Specjalnie dla Państwa, jako pierwsze pismo w naszym kraju, publikujemy dzisiaj obszerne fragmety rewelacyjnych "Zapisków mailowych Wuja Mariana", które wkrótce mają ukazać się nakładem Wydawnictwa Literackiego w zbiorczym tomie esejów największych prozaików III RP [pozostali autorzy to min.: Pilch, Huelle, Tokarczuk, Zagajewski]. Miłej lektury.



fragment pierwszy:
"Chcialem napisac cos blyskotliwego..... i chuj. tjaaa - wreszcie łikend.... - 2 dni szlifowania dupą krzeseł na sali wykladowej.... :) - kurcze - wypadalo by sie przejechac kiedys na tą 'korone' bo to chyba jakas legendarna pakernia ?? - ja bylem dzisiaj w BUW-ie, ale czerwony zamsz na scianach i dwóch milych acz stanowczych panów z niskimi czolami uswiadomilo mi ze dzisiaj nieczynne.... jabana telekomunikacja wynajela cale pietro na bibke dla swoich pracownikow - tjaaa - telekom. chuje, zły dotyk babilonu, zjadaj bogatych i wogóle... :) a jezeli chodzi o wDaHu - "wkrotce" to ja bede mial kaca.... :D - mialem 30zł na sciane wprzyszłym tygodniu, matka dorzucial mi 15 zl zebym zjadł obiad na miescie - w efekcie walnalem 5luf i 3 piwka w niezgorszym pubie (chyba sie nawet zadłuzylem u kogos/którejs...:))) - kumpel mi mówi ze jakies 'dojrzałe kobiety' z sasiedniego stolika chca sie z nami spotkac 6 stycznia 'in da sejm place'... - pytanie tylko jak dojrzale???? :)))) - moze jakis sponsorowany wyjazd do Verdon ??? :"



fragment drugi:
"hmmmm panie Ziom - widze ze nie jestes obeznany z tematem - otóz to dziala w troszke inny sposób - caly front zajmuje mi ojciec rydzyk - za co odprowadza mi 15 procent od utargu z tacy z parafii w których odsetek sluchaczy jedynego słusznego radia wynosi pow. 60 % - co dzielone jest przez iloczyn moich usrednionych przejsc we wszystkich stylach, natomiast 'od zawietrznej' (tudziez od dupy strony) moja koszulke zdobi Marianna Rokita - zasłuzona zdobywczyni seksualnego rekordu PL, sponsorowana przez firme 'Durex' - co skutkuje 5% od dochodu ze srodkow higieny osobistej rozprowadzanych w gimnazjach katolickich - ale moze rzeczywisie po ukazaniu sie nowego WDH przejde na system 'metryczny' - i wtedy powiem - "Droga pani Marianno - za te ochlapy z sektora 'higieny intymnej' to mi wychodzi ze tniemy pani podobizne od pizdy w doł.............." pozdrawiam Mr. Ziom.




[txt: wujo marian]

pożegnania  




WdAhu znane jest w środowisku wspinaczkowym z humoru, mówiąc szczerze to nie zawsze z wybrednego humoru. Ironia, humor to ważne elementy życia wspinaczkowego.
Są dla nas odtrutką od stresu, napięcia i niepowodzeń, ale są takie chwile, gdy nie da się mówić śmiesznie i trzeba poważnie. Nie ma już wśród nas kolegi Tricepsa.
Te słowa w zasadzie zawierają w sobie wszystko dla tych którzy go znali, a ja miałem to szczęście. Będzie nam brakowało jego błyskotliwej, choć nieoczywistej inteligencji. Lista jego przejść jest znacząca i brak tu miejsca, by je wszystkie wymienić. Spróbuję skupić się i wydestylować co ważniejsze:
Chiński Maharadża SD, Traweres Wielkiego Muru Nadwiślańskiego, jako przygotowanie do pokonania tego Chińskiego, Fatherfucker V?+ zrobiony prawieże oesem. To On odkrył, tak modną dziś, grupę skałek Dzikiej Świnki Rozetkowej, gdy udał się w poszukiwaniu intymnego miejsca. Był wybitnym znawcą topografii. Znał i potrafił nazwać wszystkie zadziorki, mikrokrawądki, picioki i nieznaczące wypukłości na wszystkich baldach do których się przymierzał. Znane powszechnie było jego, jakże głębokie, zaangażowanie w aktywny spoting balderujących koleżanek. Ponoć bliskie finalizacji były próby zrobienia Teleportacji statycznie.
Nie widzę (TAK!) wśród kolegów takich, którzy byliby gotowi zmierzyć się z tym problemem.
Jego śmierć jest symbolem postępującej alienizacji i atomizacji w środowisku balderowym. Na zejściu do Zimnego Dołu Triceps zginął przygnieciony pod własnym Crashpadem. A stało się to wszystko na dzień przed poprawkową maturą z techniki, która otwierała Mu szerokie możliwości dalszej edukacji. Jego "koledzy" pognali dalej wiedząc, że teraz już nikt nie przeszkodzi im w pierwszym powtórzeniu "Mięsożernych koników polnych" za V8+, a może nawet V9-. Nie wiedzą, że nie zostawia się towarzysza wspinaczki nawet wtedy, gdy jest już tylko bryłą przeterminowanych lodów. Obce są im tradycja i extradycja. Wrogiem jest im słowo drukowane. Nie wiedzą co to etyka, hermeneutyka, memetyka i inne takie. Nie boją się nikogo, dają ze szmaty, dalej piją tanie wino nad Wisłą.
A baldering ma swego pierwszego męczennika.
Tricepsie mój druhu, będzie mi brakowało Twego głupkowatego uśmiechu, będę tęsknił za chwilami kilkuminutowej ciszy po tym jak opowiadałem Ci kawał. I Twego szczerego śmiechu po tym jak go zrozumiałeś.
Będę musiał przyzwyczaić się do zabierania otwieracza do piwa.
Nie ma wśród nas wybitnego znawcy techno i experta od tuningowanych samochodów.
Cheść Jego Pamięci!


P.S. Zgodnie z ostatnim życzeniem jego prochy zostaną dołączone do magnezji rozprowadzanej w pakerni dzięki czemu będzie przebywał z nami jeszcze jakiś czas.

[andi]





dziennik znaleziony w szafce dyżurnego  



Czekając w pakerni na kumpla znalazłem w szafce brulion, a w nim dziennik wspinacza. Znacząca część zeszytu była ordynarnie zniszczona, powyrywano sporo kartek, a część bezceremonialnie zabrudzono. Jednak to co pozostało i tak daje obraz pewnej przemiany. Pomimo prób nie udało mi się rozszyfrować kto był autorem dziennika znalezionego w szafce dyżurnego.


01.02.88
kiedy będzie następna olimpiada?
nie mam co robić w domu, nuda
02.12.90
nie mam przyjaciela, w wolnych chwilach oglądam skoki narciarskie i zbieram znaczki
04.12.90
nienawidzę wuefu, a najbardziej boję się, że piłka potoczy się w czasie gry w moim kierunku
03.04.92
pryszcze nie chcą schodzić, chyba popełnię samobójstwo, w telewizji straszne nudy
02.05.92
w celu popełnienia samobójstwa wyjeżdżam w skałki, wybieram najwyższy wierzchołek w okolicy i zaczynam wspinać się na niego z nadzieją spadnięcia do jej podstawy
kiedy ledwie-ledwie docieram na wierzchołek paru dziwnie ubranych gości z szacunkiem zaprasza mnie na ściankę, na dziś rezygnuję z samobójstwa
03.05.92
pierwsza wizyta na ściance, wszyscy tu wiedzą o moim przejściu, podają mi ręce, chyba zrezygnuję z samobójstwa
05.05.92
znalazłem swoje miejsce w życiu, tu nikomu nie przeszkadza mój wygląd
definitywnie rezygnuję z samobójstwa
25.05.92
mówią że mam predyspozycje, a ja jeszcze nie wiem o co chodzi
sprzedałem klaser, kupiłem buty wspinaczkowe
04.10.92
znalazłem tu wiele bratnich dusz, choć
niektórzy są tak ładnie zbudowani
21.12.93
zrozumiałem, tutaj liczy się tylko trudność, będę robił trudne drogi
skoki narciarskie ciągle mnie kręcą
13.11.95
przyładowałem na aminokwasach, jestem ładnie zbudowany
wprawdzie zwaliłem rok na studiach ale i tak
wspinanie to najpiękniejszy sport
23.04.96
zrobiłem jedną z najtrudniejszych dróg w Polsce, teraz jestem kimś w środowisku
bez przerwy pytają mnie co myślę o tej czy innej drodze i jaka jest trudna
odpowiadam co mi przyjdzie do głowy, a oni biorą to na poważnie
11.12.97
z dziewczynami ciągle nie najlepiej
może to przez te skoki?
20.05.98
wiem, zostanę instruktorem
próbowałem olać skoki ale nie potrafię!
03.04.00
nie zostałem instruktorem
dowiedziałem się co to jest ze palenie trawy
to nie to samo co wypalanie traw
09.05.00
wyrzucili mnie ze studiów
chyba zostanę instruktorem
19.06.00
nie zostanę instruktorem
zostanę bogiem
29.10.04
jestem bogiem


tutaj pamiętnik urywa się




[andi em]

idol  



Było kiedyś tak, że miałem swojego wspinaczkowego guru. W końcu każdy dorastający chłopiec potrzebuje jakiegoś idola, którego mógłby naśladować. Nie ma się czego wstydzić. Moim idolem był pewien wspinacz. Powiedzmy, że nazywał się Peter Brook. Jednak nie był to byle kto, tylko prawdziwie mityczna postać brytyjskiego wspinania, po prostu półbóg, żywa legenda. Ten człowiek przez całą dekadę wyznaczał nowe standardy we wspinaniu sportowym. We wszystkim co wiązało się ze wspinaniem był pierwszym i najlepszym.

Pamiętam jedno jego zdjęcie. Czerń i biel. Mocne kontrasty. Wyraziście zaznaczone linie poziome i pionowe. Brzytwa filaru piaskowca wznosząca się wysoko ponad łagodne płaszczyzny wrzosowiska. U góry filaru sylwetka mężczyzny uchwycona w trakcie dynamicznym przechwytu. Pamiętam wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i skupienie malujące się na jego twarzy. To skupienie i spokój robiły tym większe wrażenie, że mężczyzna wspinał się bez asekuracji. Ta fotografia głęboko wryła się w pokłady mojej podświadomości, zaistniała w niej jako swoisty archtyp, wzorzec, który przez lata zmuszał mnie do intensywniejszego treningu, do porzucenia otwierających się przede mną perspektyw kariery, a nawet do zdradzenia przyjaciół, w imię czego? W imię obietnicy pięknej wolności, którą to zdjęcie z sobą niosło.

Pamiętam, że ten człowiek stanowił dla mnie absolutnie obsesyjny ideał, do którego starałem się ze wszystkich sił dążyć. Czytałem w magazynach wspinaczkowych każde wypowiedziane przez niego słowo. Oglądałem transmisje ze wszystkich zawodów, w którym startował. Znałem na pamięć obszerne fragmenty jego wizjonerskiej książki. Nawet starałem się ubierać i wyrażać podobnie jak on. Zdaję sobie sprawę, że to było śmieszne, ale w końcu robiło tak bardzo wielu ludzi, a ja miałem wtedy dopiero szesnaście lat i bardzo niską samoocenę.

Z czasem moja obsesja trochę zelżała. Moje wspinanie zaczęło reprezentować przyzwoity poziom, co pozwoliło mi zweryfikować moje naiwne wyobrażenia o tym co kiedyś wydawało mi się fizycznie niewykonalne. Nabrałem więcej dystansu do siebie i swojego stylu życia. Zwyczajnie dorosłem. Jednak w głębi duszy postać Brooka stanowiła swoisty motor napędowy, który pozwalał mi wciąż wierzyć w to co robiłem.

Złożyło się tak, że po wielu staraniach udało mi się dostać marnie płatną pracę w środkowej Anglii, w niewielkiej postindustrialnej mieścinie. Porzucenie przeze mnie dobrej posady i przeprowadzka z Londynu na prowincję była postrzegana przez większość moich przyjaciół jako swoiste obniżenie mojego statusu społecznego. Wydawało im się, że jest to jakaś forma samo-destrukcji, rodzaj zawodowego samobójstwa, popełnianego z jakiejś zupełnie niezrozumiałej dla nich przekory. Oczywiście, nie mieli racji. Nie mogli jej mieć, gdyż nie wiedzieli, że kierowały mną zupełnie "racjonalne" przesłanki. Otóż to niewielkie miasto, które kiedyś stanowiło centrum brytyjskiego przemysłu stalowego, a obecnie stało się stolicą bezrobocia Zjednoczonego Królestwa, dla każdego wspinającego się człowieka było prawdziwą skalną Mekką. To miasto było położone w samym centrum płaskowyżu pokrytego niezliczoną ilością piaskowcowych głazów. Każdy, kto tytułował się "wspinaczem" marzył o tym, aby móc tam zamieszkać. Nic więc dziwnego, że dla mnie ta przeprowadzka była prawdziwym wyzwoleniem. Jadąc moim rozlatującym się Vauxhallem na północ, załadowanym aż po sam dach moim życiowym dobytkiem, na który zresztą składał się głównie sprzęt wspinaczkowy, miałem wrażenie, że w końcu wracam do domu.

Aklimatyzacja w nowym miejscu zamieszkania trwała bardzo krótko. Szybko poznałem wielu ludzi myślących i czujących podobnie jak ja. Dla nich życie codzienne, zawodowe było jedynie przykrywką, rodzajem fałszywej osobowości, który pozwalał im jakoś zarobić te parę groszy, które natychmiast wydawali na sprzęt wspinaczkowy i wyjazdy. Czułem się w tym wilgotnym, obdrapanym mieście jak ryba w wodzie. Szybko mój poziom wspinania zaczął piąć się w górą - tego sezonu poprowadziłem najtrudniejsze drogi swojego życia. Niestety słoneczna jesień zaczęła w końcu ustępować miejsca zimowej szarówce, a słońce wstawało coraz bardziej ociężale i coraz wcześniej chowało się z powrotem za horyzont. Postanowiłem zatem rozpocząć sezon treningowy, aby dobrze przygotować się do wiosny. W tym celu wybrałem się na najlepszą ścianę w mieście - do kultowego Edge'a i właśnie tam nastąpiło wydarzenie o którym chciałbym wam opowiedzieć.

Wszedłem do szatni i odruchowo powiedziałem "cześć" kilku znajdującym się tam osobom, jednak zanim ostatnie spółgłoski tego słowa zdążyły rozpłynąć się w powietrzu, zrozumiałem, że w samym centrum tej grupy stoi mój idol - Peter Brook - mój wspinaczkowy bóg. Oczywiście nie dałem tego po sobie poznać, ale ręce lekko drżały mi z przejęcia, gdy wyciągałem z plecaka ciuchy wspinaczkowe. Nie chciałem gapić się na niego wprost, nie chciałem też ośmieszyć się podchodząc i wypowiadając kretyńskie zdanie w stylu: "To ty jesteś Peter Brook? Dla mnie jesteś prawdziwą legendą. Czy mógłbyś dać mi swój autograf?" Stanąłem zatem niedaleko i udawałam, że jestem zupełnie pochłonięty przebieraniem się, jednak kątem oka bacznie śledziłem mojego idola. Twarz ta sam, którą znałem z setek fotografii uważnie przeze mnie studiowanych - drapieżnie przystojne rysy i intensywnie patrzące na rozmówcę oczy. Wyobrażałem sobie, że Brook będzie trochę wyższy, w sumie to sięgał mi jedynie do ramienia, ale przypaku to nie można było mu odmówić, powiedziałbym nawet, że na zdjęciach wyglądał dużo szczuplej. Jak to fotografie mogą mylić, przemknęło mi przez myśl. Prawdziwym zaskoczeniem jednak był dla mnie jego głos. Zamiast dudniącego barytonu, usłyszałem cieniutki falsecik i to z jakimś takim przedziwnym robotniczym akcentem. Jednak jeszcze bardziej zaskoczyła mnie maniera z którą prowadził rozmowę. Zamiast rozmawiać, monologował. Zupełnie nie słuchał innych rozmówców, dla niego pełnili oni jedynie rolę audytorium, które miało podziwiać i oklaskiwać to co mówił tonem wyroczni. Nonstop paplał o swoich dawnych dokonaniach, żonglując wycenami i nazwami dróg, ośmieszając przy okazji swoich konkurentów sprzed lat. Miałem wrażenia, że cała ta autoprezentacja jest jedynie formą jakiegoś parawanu, który miał ukryć jego małość. Mityczne nazwy dróg stanowiły dla niego rodzaj magicznych zaklęć, które miały przywrócić mu jego dawno utraconą młodość. I wtedy właśnie to zrozumiałem, wtedy dopiero dotarło do mnie, że mój idol, mój wzorzec z dzieciństwa, mój mistrz jest tak naprawdę ZWYCZAJNYM STARYM PIERDOŁĄ.





joker  











co jest passe  



12 rzeczy, które są we wspinaniu passé

Wszyscy chcieliby wiedzieć, co jest we wspinaniu modne i cool, ale nie na tym sztuka polega, gdyż tak naprawdę w całej tej zabawie we wspinaczkowy avant-style chodzi o to, aby unikać za wszelką cenę obciachu, nie popełniać swoim strojem, językiem, czy zachowaniem gaf trendowych. Dopiero jak ustrzeżecie się wszystkich mielizn i pułapek, za które odpowiedzialne są obowiązujące akurat w danej chwili rygory i tabu kultury alternatywnej, dopiero wtedy możecie powiedzieć o sobie, że jesteście naprawdę cool. Aby wam to zadanie ułatwić przygotowaliśmy krótką listę rzeczy, których musicie unikać jak ognia, jeśli chcecie, aby wspinaczkowe foczki oglądały się za wami.


1. Noszenie markowych ciuchów.
Jeszcze nie tak dawno miarą wspinaczkowego profesjonalizmu było noszenie markowych ciuchów takich firm jak Prana, A5, czy S7. Jednak obecnie baldering w spodniach za 300 złotych jest postrzegany jako straszny obciach! Najlepiej nosić mocno wytarte bojówki z ciuchlandu. Dobrze widziane jest również przebijanie się niskością cen wzmiankowanych spodni: "Eeee, stary dałeś za nie 10 złotych?! Ja kupiłem takie na Kleparzu za 6 złociaków, man!" A jeśli chodzi o obowiązujący obecnie styl noszenia się, to rządzą niepodzielnie lata 70te wymieszane z elementami odzieży sportowej [old skulowe dresiki + koszulki piłkarskie niemieckich klubów z 5 ligi]. Jak widzicie trzeba włożyć dużo staranności i wysiłku, aby wyglądać jak obszarpaniec.

2. Dyskutowanie wycen robionych przez siebie dróg wspin.
Od kiedy Loskot i Sharma zrezygnowali z wycen, to nawet rozmowy o cyferkach stały się niemodne. O swoich załojeniach można mówić dopiero po tym jak zostaniecie o to wyraźnie zapytani, a najlepiej rozpocząć rozmowę po wielokrotnie ponawianych prośbach o omówienie swoich dokonań. Należy mówić w sposób nonszalancki i lekceważący, dobrze dorzucać również auto-komentarze w stylu: "Eee stary, nic ciekawego. A cóż to takiego jest? Szkoda o tym nawet gadać. etc." Natomiast absolutnie zabronione jest wspominanie wycen zrobionych przez siebie problemów, a na nagabywanie rozmówcy w stylu: "No i co, ma to 6.5?" najlepiej odpowiedzieć: "Nie znam się na tym, stary. Nie wspinam się w końcu dla cyferek."

3. Przestrzeganie diety.
Taaa, kiedyś rozmowy wspinaczkowe nonstop oscylowały wokół liczby spożywanych kalorii. Było gorzej niż wśród zakompleksionych anorektycznych nastolatek. Jednak od pewnego czasu obserwujemy tendencję wprost odwrotną. Teraz dobrze jest wkroczyć na Koronę z potężną zapiekanką długości pół metra polaną przerażającą ilością majonezu, pożreć ją z apetytem przyglądając się przy okazji kumplom, którzy boulderują poniżej, głośno beknąć na znak, że nam smakowało, a następnie zafleszować wszystkie nowe przystawki. Oczywiście noty za styl zostaną znacznie obniżone jeśli okaże się, że nie możemy dupy oderwać od problemów rozgrzewkowych...

4. Wstrzemięźliwość alkoholowa.
W parze z dietą szło kiedyś przekonanie, że alkohol i wspinanie są trudne do pogodzenia. Jednak obecnie obserwowana jest tendencją odwrotna - utrzymująca, że alkohol i wspinanie są ze sobą nierozerwalnie związane. Ostatnio jeden z najsilniejszych ludzi na Koronie regularnie przychodzi na treningi rozsiewając wokół siebie intensywną woń grzanego wina. Niby nic, a jednak szacuneczek rośnie.

5. Wstrzemięźliwość narkotykowa.
Marihuana, ewentualnie dropsy, stanowią atrybuty współczesnego wspinacza, ważniejsze chyba nawet od crasza. Dobrze zabakać sobie przed sesją balderową, w jej trakcie, no i oczywiście po niej.

6. Wstrzemięźliwość płciowa.
Natomiast jeśli chodzi o kobiety to model samotnego wojownika pederasty zapatrzonego w postrzępione tarzańskie granie możemy uznać za mocno nieaktualny. Obecnie dobrze widzianym jest mieć częste relacje przynajmniej z jedną partnerką, a jeszcze lepiej z dwoma równolegle [w przypadku Radiego to może być naraz], jednak zdecydowanie najlepiej jest wyrwać dziewczynę swego najlepszego kumpla [co nie powinno zupełnie przeszkadzać wam w sypianiu z samym kumplem].

7. Chodzenie na Fortecę.
Żeby nie było, że jesteśmy zawistni, czy coś, ale spójrzmy prawdzie w oczy - chodzić na Fortecę, to tak jakby się przyznać, że jest się członkiem Oazy, czy innego Ruchy Odnowy W Duchu Świętym.

8. Słuchanie rocka, a zwłaszcza rocka polskiego.
Perfect i Porcupine Tree są absolutnie niedopuszczalne. Co za obciach!

9. Dyskutowanie na forum Brytana.
Oczywiście wszyscy wspinacze forum Brytana uważnie śledzą, drobiazgowo czytają, a następnie z lubością krytykują, jednak maksi obciachowo jest samemu napisać na forum jakiegoś posta, a nie daj boże zainicjować dyskusję. Gdyż jak powszechnie wiadomo zabieranie głosu na forum jest zarezerwowane dla prawicowo-zgredziałych koni, którym przewodzi Pierwszy Wałach Polskiej Koniny zwany dla skrótu Starostą.

10. Prowadzenie poważnych intelektualnych rozmów.
Intelektualiści są zdecydowanie na aucie. Nawet jeśli wiesz kim był Tarkowski, czy Nabokov to pod żadnym pozorem się do tego nie przyznawaj. A jeśli będziesz miał tego pecha i przypadkowo trafisz w epicentrum jakiegoś intelektualnego dyskursu to najlepiej by było gdybyś cały czas drapał się po brzuchu, dłubał w nosie i dyskretnie bekał, a na koniec zaproponował zmianę tematu na jeden z trzech dyżurnych tematów rozmów wspinaczkowych, czyli na dupy, wspinanie, lub wspinaczkowe dupy.

11. Bycie czystym i zadbanym.
Zamiast fetoru intelektualnego mile widziany jest obecnie fetor jak najbardziej naturalny. Trudno to czymś konkretnym wytłumaczyć, ale swoista nonszalancja w kwestiach higieny osobistej jest obecnie postrzegana jako bardzo na topie.

12. Noszenie wąsów.
No cóż, co jak co, ale Wielicki to trendy na pewno nie jest.









22 Qs 2 rotten  




Dziś na nasz zestaw 22 podchwytliwych pytań odpowiada człowiek równie bezkompromisowy jak pit bull, równie twardy jak kastet, i równie fanatyczny w swoim wspinaniu jak kibic Cracovii - Rotten, człowiek który chodzi w "Cockney underground boots. Hand-made boots of death, 2.4 kg, 'skull crusher' designed for street kankan, oi."


1. Jaki rejon wspinaczkowy zabrałbyś z sobą na bezludną wyspę?
GORŻ DU TARN

2. Jaka jest twoja ulubiona używka?
TYSKIE 0.66

3. Jeśli byś nie odkrył wspinania, to czym byś się zajmował?
ROBIENIEM ABS

4. Kto jest twoim guru?
M. BARTOCHA

5. Jaka była pierwsza droga, którą zrobiłeś?
OSTATNIE PROMILE LATA, FLASH

6. Którą z dróg wspinaczkowych zapamiętałeś najlepiej? Dlaczego?
DO IT [SPERLONGA] - SPADŁEM Z KOŃCA 66 RAZY

7. Co mogłoby spowodować, że przestałbyś się wspinać?
ABS

8. Co jest największym problemem świata?
BRAK KOBIET NA KORONCE I ŻE PRACA JEST DLA BIEDNYCH

9. Co jest największym problemem wspinania?
PO 8-ŚMIU PIWKACH SIĘ NIE DA

10. Co jest twoim osobistym największym problemem?
MIESZKAM W POLSZY

11. Czy mógłbyś opisać swój idealny dzień?
NIE PAMIĘTAM

12. Kiedy bałeś się najbardziej w życiu?
JAK NA MACHARADŻY BOLAŁY MNIE NOGI I MYSLAŁEM ŻE JUŻ NIGDY NIE PRZESTANĄ

13. Jaki jest twój stosunek do kobiet?
JEDNA W KAŻDYM MIEŚCIE

14. Który ze stylów wspinaczkowych uważasz za najbardziej odpychający? Dlaczego?
KOBYLAŃSKO-PODLESICKI, NO I RZĘDKOWICKI

15. Jaką muzykę lubisz?
77 PUNK

16. Co jest najfajniejszego we wspinaniu?
ALKO PO WSPINIE, ZAKWASY, STRACH WYSOKO NAD WPINKĄ W RAJBUNGU

17. Co jest najbardziej beznadziejnego we wspinaniu?
LASKI I KILMATY RZĘDKOWICKO-WARSZAWSKIE

18. Co było twoją największą wspinaczkową porażką?
DROGA CHUJ [Z. BIAŁKI]

19. Co cię motywuje do wspinania?
ALCO CLIMBING TEAM - WDAHU

20. Co jest największą przeszkodą pomiędzy tobą, a wspinaniem?
BRZUSIU!

21. Jaki jest twój przepis na zrobienie NAPRAWDĘ trudnej drogi?
NIE BĄDŹ GEJEM NAPIERDALAJ! BÓL!!!

22. Czy chciałbyś w tym miejscu kogoś pozdrowić/obrazić?
JEST TAKI PEDAŁ Z DZIERŻENIOWA GEJ WEG!!!




[no i żeby nie było żadnych wątpliwości: większość z 22 pytań została beszczelnie zerżnieta z www.planetfear.com]

talking machine  




Uwaga uwaga, redakcja poczytnego i lubianego Magazynu Góry opracowała ostatnio rewolucyjny program komputerowy o nazwie InterviewMaker Version 1.6 [nazwa operacyjna "RAF7"]. Dzięki temu niewielkiemu objętościowo programikowi możliwe jest błyskawiczne tworzenie dowolnej liczby wywiadów wspinaczkowych nawet bez kontaktu z osobą, z którą chcemy wywiad przeprowadzić.

Wystarczy jedynie wstukać dane rozmówcy, a następnie InterviweMaker sam wygeneruje gotowy zapis rozmowy - pytania, odpowiedzi, komentarze - wszystko gotowe bez opuszczania redakcji. A oto mała próbka działania programu:


-Jak zacząłeś się wspinać?
Wspinaczka była w mojej rodzinie długoletnią długoletnią długoletnią tradycją, gdyż jestem w niej pierwszym i jedynym wspinaczem, dlatego też mój straszy brat pokazał mi na czym polega wspinanie zabierając mnie do znanego rejonu w Białej Podlaskiej, za co w tym miejscu chciałbym mu za to bardzo podziękować podziękować, na początki pamiętam, że było bardzo ciężko, ale dalej wszystko potoczyło się już bardzo gładko i w drugim dniu wyjazdu zacząłem robić już 6.5tki.


-Jaki jest twój największy sukces wspinaczkowy?
Muszę zaznaczyć, że dla mnie osobiście zdecydowanie największym osiągnięciem, które jak do tej pory udało mi się mi się mi się osiągnąć, podczas gdy kiedyś wydawało mi się to zupełnie niewyobrażalne, abym kiedykolwiek był w stanie pokonać, jednak dzięki długim miesiącom katorżniczego treningu, reżimu dietetycznego, rozmaitym wyrzeczeniom, samo-graniczeniom i rozmowom z moim wychowawcą klasowym, któremu w tym miejscu chciałbym bardzo podziękować, udało mi się w końcu pokonać tą wymarzoną linię wymarzoną wymarzoną, która padła od czwartej przystawki tamtego pamiętnego dnia nazajutrz.


-Na czym polegały trudności tej drogi?
Trudnością jest wytrzymałościowo-siłowy ciąg o charakterze techniczno-psychicznym w 120 stopniowym wywieszeniu o wymagającym miejscu na samym końcu, z którego spadałem 689 razy, gdyż nigdy nie byłem w stanie zapamiętać, którą ręką mam sięgać do kluczowej krawądki na 1/10 opuszka najmniejszego palca lewej ręki, a następnie już jedynie łatwa sekwencja po dwójkach i trójkach składająca się z samych faków- a zatem zatem zatem lewa ręka ka na niewyraźnego obalaka, noga na tarcie po krzyżu i dalej seria przestrzałów na samych rękach po wielkich szuflach, pozwalająca na wygodne wejście w off-widthową połogą płytę. Kluczem do zrobienia tej drogi była zdecydowanie pierwsza wpinka.


-Co sądzisz o kontrowersjach wokół wyceny tej drogi?
Wydaje mi się, że propozycja wyceny tej drogi na 6.7,13 +/- jest raczej kpiną niż trzeźwą oceną stanu faktycznego, gdyż w moim mniemaniu ta piękna droga oferuje o wiele większy ciąg trudności niż dla porównania ta sama linia ale biegnąca trzy metry w lewo, dlatego optowałbym za podniesieniem wyceny o 7 stopni w dół i podkreślam podkreślam, że nie kieruje mną żądza sławy, ani potrzeba zaspokojenia moich osobistych chorych i psychotycznych ambicji na tle niespełnionej miłości do mojej własnej matki, której chciałbym w tym miejscu bardzo podziękować. [w tym fragmencie InterviewMaker posunął się chyba jednak odrobinę za daleko, jednak programiści obiecują w najnowszej wersji programu usunąć moduł odpowiadający za podbudową psychoanalityczną]


-Jak się przygotowywałeś do tego przejścia?
Aby być gotowym do poprowadzenia tej wymagającej drogi musiałem podporządkować jej cały swój trening, a zatem na 3 lata przestałem się zupełnie wspinać i pracowałem jedynie nad wyselekcjowanymi mięśniami dolnych partii grzbietu, a w szczególności nad mięśniem trójgłowym potylicy, trening wspomagałem również suplementami amino-hydro-meta-poli-secundo-tercio-azoto-kwasowymi, które kupowałem w spożywczaku na rogu, w tym miejscu chciałbym bardzo pozdrowić pana Józka spod naszego spożywczaka, który zawsze pożyczał mi piątaka na odżywki, bez niego nie udałoby mi się osiągnąć tego wszystkiego, czego nie osiągnąłem, jednak zdecydowanie najważniejszą częścią mojego częścią mojego częścią mojego treningu było przygotowanie psychiczne polegające na wizualizacji i polinezji organów kobiecych, ooop przejęzyczyłem się, chciałem znaczy się powiedzieć: kluczowej sekswencji na 666 centymetrze drogi.


-Jakie są twoje plany na przyszły sezon?
Oczywiście po moich rewelacyjnych sukcesach w tym sezonie, które muszę tutaj nieskromnie zaznaczyć są głównie sukcesami moich rodziców, którym chciałbym w tym miejscu bardzo podziękować, presja abym zrobił coś naprawdę trudnego w zbliżającym się roku, a tym samym potwierdził swoją świetną formę sprzed trzech sezonów była tak ogromna, że prawie chciało mi się płakać, jednak, nie poddałem się i doszedłem do wniosku, że w przyszłym sezonie skupię się na tworzeniu nowych projektów poprowadzonych już przed już przed latami przez mojego guru wspinaczkowego Józefa Oleksego &^868-)8)=-\**\\[]]]nmgjois]|#@|67d9v8vv7|+++|43fd22rd??/?~~```.......................................


-Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w górach i za granicą.




Ps: Zwróćcie uwagę, że większość ostatniego wydania Magazynu Góry została już wygenerowana przez InterviewMakera.










rotten  






 



kupiłem sobie crasza, zabrałem go w skały, położyłem pod boulderem, usiadłem na nim, zapaliłem blanta i pomyślałem: 'po chuj mi to wszystko?'